niedziela, 10 lutego 2013

[Kyuhyun] Sztuka milczenia

(Ostrzegam, że nie jest to w formie typowego scenariusza, a bardziej zwykłego opowiadania, tyle że tutaj wstawiacie siebie jako główną bohaterkę - miłego czytania ^^)

Cała ta wycieczka mi się nie podobała. Wolałam zostać w swoim rodzinnym mieście w Polsce, razem ze swoimi przyjaciółmi, a nie szwędać się po nieznanych mi zakątkach ulic Seulu. Moi kochani rodzice jak zwykle chcieli mi uprzykrzyć życie. Niby rodzinny wyjazd, ale wcale go nie przypominał. Za każdym razem gdy tylko chodziliśmy coś zwiedzać, musiała z nami chodzić walnięta przewodniczka z chorągiewką w dłoni. Cały czas liczyłam dni, godziny i minuty do powrotu. 
- Moi drodzy! Za chwilę dołączy do nas inna grupa z Polski - powiedziała przewodniczka - Razem z nimi udamy się wspólnie do aqua parku.
- Co to niby za grupa? - zapytałam spode łba.
- Są to emeryci - uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
No tak, jeszcze tylko tego brakowało. Musiałam szybko coś wymyślić, bo inaczej będę musiała oglądać bardzo seksowne panie 60+ w bikini. Dopytałam się, gdzie pójdą jak tylko skończą. Gdy już zdobyłam tę informację, po cichu zniknęłam z pola widzenia całej wycieczki. Moi rodzice na mnie nawet nie zwracali uwagi, więc nie miało to większego znaczenia dokąd pójdę. Znalazłam się na jakiejś bardzo ruchliwej ulicy. Ludzi było tyle, że ledwo oddychałam. Nie miałam nawet kogo zapytać o drogę, przecież nie znałam koreańskiego na tyle. Umiałam zaledwie przedstawić się, przeprosić i zapytać o to gdzie znajduje się toaleta. Nie zważałam na to i szłam przed siebie. 
Spędziłam jakąś godzinę na swobodnym przechadzaniu się po tłocznych ulicach. Zdążyłam sobie w między czasie zakupić pysznego shake'a. Nagle usłyszałam jakiś przeraźliwy trzask. Natychmiast przylgnęłam plecami do ściany. Gdybym tego nie zrobiła, staranowałby mnie jakiś idiota. Ludzie powysiadali z samochodów i zaczęli uciekać. Zaczęłam nerwowo szukać sposobu ucieczki. Po chwili na całej ulicy zaczął rozprzestrzeniać się gaz łzawiący. Zakryłam usta i nos ręką i zaczęłam biec po omacku. Zauważyłam, że wszędzie dookoła jest policja. Uciekałam ile sił w nogach. 
- Proszę pani! - krzyknął do mnie jakiś policjant - Proszę się zatrzymać!
Nie zwróciłam na niego uwagi i uciekałam dalej. Mijałam coraz to kolejne ulice, będąc coraz dalej od miejsca, w którym miałam ponownie spotkać rodziców. Po jakimś czasie już zmęczona zwolniłam trochę. Rozejrzałam się. Na prawo były kolejne uliczki, a na lewo park. 
- Proszę pani! - usłyszałam krzyki z daleka.
Obejrzałam się za siebie. Policja nadal za mną goniła. Nie zważając na zmęczenie pobiegłam do parku. Siły powoli mnie już opuszczały, dostawałam zadyszki. Po raz kolejny obejrzałam się za siebie. Nie widać było śladu policji, czy kogo kol wiek. Nagle przywaliłam w coś bardzo mocno. Podniosłam się i rozmasowałam bolące czoło. Przede mną stała około dwumetrowa blacha. Wyglądało to jak jakieś ogrodzenie.
- W parku? Serio? - spojrzałam znów za siebie.
Policjant biegł już powoli i rozglądał się za mną. Serce ponownie stanęło mi w gardle. Spięłam wszystkie mięśnie i podjęłam się przedostania się za ogrodzenie. Ostrożnie przełożyłam nogę. Za ogrodzeniem znajdowała się spora liczba ludzi. Wszędzie były reflektory i kamery. Lepsze to niż spocony policjant. Powoli przełożyłam drugą nogę. Starałam się złapać równowagę, ale w jednej chwili spadłam. 
- Aaaa - usłyszałam czyiś krzyk. 
Podniosłam się natychmiastowo. Los chciał żebym staranowała sobą jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam! Przepraszam! - powiedziałam po koreańsku.
Szatyn ostrożnie się podniósł i otrzepał spodnie. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Po chwili wypowiedział jakieś słowa po koreańsku, których nie zrozumiałam. Niestety z tonu jego głosu wywnioskowałam, że nie był zadowolony. Przygryzłam wargę. Próbowałam opanować swój oddech, cały czas odczuwałam spore zmęczenie tym moim całym maratonem z policją w tle. Chłopak nareszcie się odwrócił. Gdy tylko ujrzał moją twarz, cała jego złość jakby zniknęła. Nagle poczułam coś. Moje serce zabiło mocniej, a mój żołądek zdawał się odmówić mi posłuszeństwa. 
- Przepraszam - zrozumiałam z jego słów.
Po chwili wyciągnął z kieszeni telefon. 
"Skąd jesteś?" usłyszałam głos programu w jego telefonie. Ja również czym prędzej sięgnęłam po swój telefon. "Polska". Chłopak uśmiechnął się do mnie i znowu zaczął coś wpisywać. 
"Jesteś cała?" - zrobił zasmuconą minę.
"Nic mi nie jest" - uśmiechnęłam się sztucznie. Tak naprawdę strasznie bolały mnie plecy.
"Widzę, że jest niedobry. Wynagrodzić ja ci" - zaśmiałam się gdy tylko to usłyszałam, uroki tłumacza.
"Nie wiem nawet gdzie jestem" - skrzywiłam się.
"Moje imię to Kyuhyun" 
"Jestem _______" - uśmiechnęłam się.
Po kilkunastu minutach dałam się namówić na mały deser. Byłam potwornie głodna przez tą calą zabawę w berka. Kyuhyun zaprowadził mnie do małej kawiarenki. Najbardziej jednak zadziwiło mnie to, że założył maskę na twarz. 
"Czemu nosisz maskę?" - zapytał telefon.
Chłopak wyraźnie się zmartwił tym pytaniem. 
"Jestem trochę chory" - kaszlnął.
Trochę mnie to niepokoiło, ale postanowiłam, że nie zwrócę na to uwagi. 
Spędziłam w towarzystwie Kyuhyuna blisko dwie godziny. Pomimo tego, że poprzez telefon trudno jest się dogadać, to było to wspaniałe. Niby tak naprawdę nie rozmawialiśmy ze sobą, ale jednak to mi w zupełności wystarczało. Śmiałam się razem z nim, dużo żartowałam i pytałam o wszystkie zwyczaje panujące w Korei Południowej. On również zadawał mi wiele pytań. Najwięcej związanych z moją osobą. 
"Ja... Chyba muszę już iść" - położyłam telefon na stole i zdjęłam płaszczyk z krzesełka.
Kyuhyun wzdrygnął się. Szybko napisał kolejną wiadomość.
"Spotkasz się ze mną jeszcze?" - wstał z miejsca.
Spojrzałam na ziemię. Dobrze wiedziałam, że nie będzie to takie proste, choć bardzo tego chciałam. Kyuhyun widząc moją reakcję, wziął mój telefon. Spojrzałam na niego pytająco. Po chwili przekazał mi telefon.
"Teraz będziemy w kontakcie" - uśmiechnął się
Zabrałam swoje rzeczy i bez słowa opuściłam tamto miejsce. Ostatni raz obejrzałam się za siebie. On stał za szybą i ciągle się uśmiechał. Zdezorientowana pobiegłam przed siebie. Po chwili poczułam w kieszeni wibrację. Przystanęłam na chwilę i wyciągnęłam telefon. Wiadomość od nieznanego numeru. "Chyba już nigdy o tobie nie zapomnę. Kyuhyun". Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam na poszukiwania rodziców.



2 komentarze:

  1. O boże jakie to słodkieeee <3 Czekam na następne części <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaaaaaaak!!!!!!!!!!!!! Wreszcie po tak długim czasie, przeczytałam pierwszą notkę!!!!!!!!! Jestem z siebie dumna! xD
    A co do bloga to wiesz, ze bardzo dobry i nie muszę Ci tego ani pisać ani mówić ^^

    OdpowiedzUsuń