piątek, 22 marca 2013

[Kyuhyun cz.III] Tu i Teraz


Zimny powiew klimatyzacji wywołał u mnie gęsią skórkę. Czułam się podle. Nie mogłam go zostawić. Przynajmniej nie teraz, gdy poczułam do niego coś tak silnego. Nie byłam wręcz w stanie tego zrobić.
Ojciec trzymał mnie kurczowo za rękę. Nie puszczał, bo dobrze wiedział, że mogę uciec w każdej chwili. Ruch na lotnisku był ogromny. Większego sajgonu to ja jeszcze nie widziałam. Tabuny ludzi, przeciskających się pomiędzy sobą z toną walizek i bagaży. Spojrzałam na tablicę odlotów. Przymrużyłam oczy, żeby dojrzeć małe literki. Nasz samolot miał startować za około 2 godziny. "Niech stanie się cud" powtarzałam sobie w głowie cały czas.
- ____! Czego się tak wiercisz?! Nie możesz spokojnie siedzieć i czekać?! - wrzasnął tata.
- Tato... Ja muszę do toalety... - skłamałam.
Ojciec spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Niech ci będzie - na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia - Masz 15 minut.
- Ej! Na czas?! - oburzyłam się.
- Czas ci leci - wskazał na zegarek.
Czym prędzej popędziłam do najbliższej toalety. Weszłam do pierwszej lepszej kabiny i zamknęłam sie szczelnie. Wyciągnęłam swój telefon i wybrałam numer do Kyuhyuna. Oparłam się o zimną kafelkowaną ścianę i powoli osunęłam na ziemię. Nikt nie odbierał. Jakby o mnie... Zapomniał. Wykręciłam numer raz jeszcze. Liczyłam coraz to kolejne sygnały, aż do ponownego włączenia się sekretarki. Oddech mi się przyspieszył. Byłam w kropce. Nie miałam pojęcia co zrobić. Napisałam mu wiadomość "Lotnisko Incheon. Za godzinę i 45 minut odlatuję". Klik i wysłane.
Spojrzałam na zegarek. Za minutę kończył mi się czas. Powoli wstałam z ziemi i ciężko pchnęłam drzwi, kierując się do wyjścia.
- Spóźniona o całe 17 sekund! - usłyszałam nad sobą warczenie tatusia.
- Tak, tak wiem - westchnęłam.
Nie za bardzo zwracałam na niego uwagę. Nie byłam w nastroju, żeby żartować w tej chwili. Patrzyłam się w okno, bez żadnej woli przetrwania. Podkuliłam pod siebie nogi i zagryzłam wargi. Tata, widząc w jakim jestem stanie, zostawił mnie w spokoju. Cieszyło mnie to, a z drugiej strony tak wiele chciałam mu wtedy powiedzieć.
Czas mijał, a ja nadal nie dostałam żadnej wiadomości od Kyu. Martwiłam się. Bardzo się martwiłam. Wychodziłam z siebie. Ciągle nachodziła mnie chęć zwyczajnego rozpłakania się, ale starałam się być twarda i radzić sobie z tym wszystkim jak się da.
- Na pewno nie chcesz tej kanapki? - zapytała ponownie mama - nic nie jesz od wczoraj. Czy coś się stało?
- Nie... - ponowne kłamstwo - to tylko nerwy...
Podniosłam się wreszcie i zaczęłam spacerować po hali odlotów. Rozglądałam się za czymś, co nie mogło nastąpić.
- Samolot numer 294 do Paryża, prosimy wszystkich pasażerów o udanie się na pokład - usłyszałam nagle.
To był mój samolot. "Tylko nie to!" pomyślałam. Zaraz potem zjawiła się mama, która siłą zaciągnęła mnie do tej cholernej latającej maszyny. Z wielkim trudem udało im się zmusić mnie, abym zasiadła na swoim miejscu. Szarpałam się, gryzłam i krzyczałam, niestety na próżno.
W końcu poddałam się. Zrezygnowana opadłam na siedzenie i popatrzyłam tęsknym wzrokiem w stronę lotniska za małym okienkiem. W rzędzie, w którym siedziałam, byłam sama. Nikt więcej koło mnie nie siedział. Nawet rodzice dostali miejsca o parę stanowisk dalej. Po policzku spłynęła mi łza. "Bądź twarda. Będzie dobrze" powtarzałam sobie.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - nagle usłyszałam nad sobą znajomy akcent.
Uniosłam powoli głowę. Nie mogłam się pomylić. Kyuhyun stał nade mną, z chusteczką w dłoni. Czym prędzej się na niego rzuciłam i zaczęłam ściskać, całować, tulić. Nie można było wyrazić słowami, jak wspaniale wtedy się czułam.
Po chwili czułości oboje zasiedliśmy na miejscach.
- Dlaczego? Czemu? - nie umiałam się wysłowić.
- Nie mogłem pozwolić na to, żebyś poleciała gdzie kol wiek beze mnie - zaśmiał się - dlatego wykupiłem bilet na ten właśnie lot, specjalnie właśnie koło ciebie.
- A co będzie dalej? - zapytałam.
- Liczy się tylko to, co jest tu i teraz kochanie - pogłaskał mój policzek.
Powoli nasze wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. Miał rację. Liczyło się tylko tu i teraz.


3 komentarze:

  1. Ja tu sobie spokojnie spokojnie wcinam słodycze a ty mi z taka adrenaliną wyskakujesz, oj będziesz się smażyć w piekle!!! xD A tak serio to GENIALNE opowiadanie!!!!! Błagam pisz dalej!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezusie Krisusie i Matko Boska Siwonowska ! Aww *-* . Umarłam i jestem w niebie ! Wspaniałe opowiadanie ! Jesteś GENIALNA !

    OdpowiedzUsuń
  3. aissshhh . Nie wiem czy kiedyś to zrobiłaś, ale właśnie doprowadziłaś człowieka do płaczu.. ale takiego ze szczęścia :) przepięknie piszesz *.*

    OdpowiedzUsuń