Siedziałam w parku na ławce. Grubymi, puszystymi płatkami padał śnieg. Wszystkie drzewa były nim przykryte. Każde źdźbło trawy pod nim spoczywało. Cieszyłam się spokojem. W końcu nie tak często mogłam się aż tak odprężyć. Nie patrzyłam na ludzi, chodź nie było ich tam zbyt wielu. Nikt nie przyciągał mojej uwagi. Tylko biała płachta. Na gałązkach drzew utworzyły się sople. Wyglądały wtedy niczym tysiące diamentów. Powoli otworzyłam torbę i wyjęłam z niej chusteczki do nosa. Spokojnie zaczęłam go wycierać, gdy nagle ujrzałam coś, albo raczej kogoś... nadzwyczajnego. Białowłosy chłopak stał jakieś 50 metrów ode mnie po kostki w śniegu. Był lekko odwrócony, przez co widziałam tylko kawałek jego twarzy. Nie uśmiechał się, powiedziałabym raczej, że... był smutny. W około niego nie było drzew, toteż mogłam spokojnie go obserwować. Blondyn wyciągnął rękę z kieszeni i ściągnął rękawiczkę, odsłaniając długie, białe jak porcelana dłonie. Po chwili delikatnie uniósł ją ku górze, aby złapać jeden z płatków śniegu.
Nie mogłam oderwać od niego oczu, jakby mnie zachipnotyzował. Siedziałam i patrzyłam. Moje serce oderzało niczym młot. Tak bardzo chciałam do niego podejść, ale... co bym mu powiedziała? Blondyn powoli zaczął się cofać w moją stronę. Był do mnie odwrócony plecami, więc pewnie mnie nie widział. Zbliżał się coraz bardziej i bardziej. W końcu wyszedł butami ze śniegu na chodnik. Nie dzieliło nas więcej niż może metr. Stał tyłem i oddychał ciężko, jakby czegoś się przestraszył. Po cichu wstałam i chciałam zapytać czy wszystko w porządku. Niestety zrobiłam to trochę za późno. Chłopak również się cofnął, przez co zderzyliśmy się i oboje wylądowaliśmy na zimnym, brudnym chodniku.
- Nic ci nie jest?! - zaczął krzyczeć z przerażeniem - OMO! Co ja narobiłem?! Jesteś cała?! Czy na pewno wszystko ok?!
Spanikowałam. Krzyczał tak głośno, że nie było mnie stać na prostą odpowiedź "tak", zamiast tego ciągle potakiwałam, nerwow przełykając ślinę.
- Nie musisz iść do szpitala czy coś?! - złapał mnie za ramiona i popatrzył mi w oczy.
Spojrzałam na niego z wybałuszonymi oczami. Serce zabiło mi mocno. Po chwili chłopak zorientował się o co mi chodzi i puścił, przepraszając przy tym jakieś dziesięć razy.
- Jak ja ci to wynagrodzę? - podrapał się po głowie - kawa? - zaproponował.
- Spacer? - zapytałam nieśmiało.
Wydawał się być lekko zbity z tropu, ale przytaknął z entuzjazmem.
Spacerowaliśmy przez dobre dwie godziny. Każda chwila z nim spędzona, mijała nizmiernie szybko. Pokonałam strach i starałam się rozmawiać z nim normalnie. Ren. Jego ksywka. Nie znałam go dobrze, ale zdawało mi się, że mogę powiedzieć mu każdą, nawet najmniejszą rzecz, która mnie martwi.
- Czemu byłeś tutaj sam? - zapytałam w końcu.
- Poczułem, że właśnie tutaj muszę przyjść. Nie wiem... Coś tak mnie tutaj ciągnęło... Ale pewnie uznałaś, że jestem trochę dziwny... - odwrócił wzrok, lekko skrępowany.
- Niby dlaczego miałabym tak pomyśleć? - spojrzałam na niego pytająco.
- Nie jestem... Nie jestem... Zwykły... Ja... Często lubię być sam - skrzywił się - i niektórym to przeszkadza... Mówię zawsze to co myślę. Zachowuję się inaczej... Niektórzy uważają wręcz, że jestem psychicznie chory - przygryzł wargę.
- Hm... Nie sądzę, żebyś był psychicznie chory... - uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję, że to mówisz - przystanął.
Obróciłam sie do niego. Stał bez ruchu i uśmiechał się do mnie, ale to był... zimny uśmiech. Przepełniony smutkiem i cierpieniem. Podeszłam do niego.
- Czemu nie idziesz? - przetarłam twarz ze śniegu.
- To dziwne... - nie przestawał się uśmiechać.
- Co takiego? - zdziwiłam się.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
W tej chwili nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.
- N... Nie wiem - zająknęłam się.
- Nigdy ci się nie zdarzyło? - zaśmiał sie cicho.
- Raczej... nie - odwróciłam wzrok - a.. a ty?
- Hm... - uśmiechnął się sam do siebie.
- Co hm? - naciskałam.
- Tak...
- No to masz szczęście, ja sama jeszcze nie... - przerwałam.
Ren zbliżył się do mnie. Schwylił się lekko tak, aby nasze czoła się zetknęły. Uśmiechnął się i powoli złożył na moich ustach delikatny, ale namiętny pocałunek. Trwał on może sekundę, może dwie. Blondyn po chwili znowu się oddalił i z uśmiechem na twarzy powiedział:
- Dziś był mój pierwszy raz - zaśmiał się i wtedy po raz ostatni widziałam go tamtego dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to teraz tak trochę ode mnie. Mam parę zamówień od was, ale niestety nie udało mi się ich kompletnie spisać. Oto lista tych, które sobie zapisałam:
Sehun -> Yuki
Kiseop -> Rosalie Levi
Jongup -> Ania Adamczyk
Tych, którzy coś zamawiali, a nie ma ich na liście (a na pewno tacy są) proszę, o napisanie pod tym postem raz jeszcze. Przepraszam was, ale laptop mi szwankuję i nie widzę tego, co piszecie pod innymi postami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Odnośnie przerwy, wiem, że mnie długo nie było. Mama po prostu lubi zabierać mi komputer, ale teraz już postaram się regularnie dodawać coś na bloga ;)
No to teraz tak trochę ode mnie. Mam parę zamówień od was, ale niestety nie udało mi się ich kompletnie spisać. Oto lista tych, które sobie zapisałam:
Sehun -> Yuki
Kiseop -> Rosalie Levi
Jongup -> Ania Adamczyk
Tych, którzy coś zamawiali, a nie ma ich na liście (a na pewno tacy są) proszę, o napisanie pod tym postem raz jeszcze. Przepraszam was, ale laptop mi szwankuję i nie widzę tego, co piszecie pod innymi postami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Odnośnie przerwy, wiem, że mnie długo nie było. Mama po prostu lubi zabierać mi komputer, ale teraz już postaram się regularnie dodawać coś na bloga ;)
NIE! REN, KOCHANY, WRACAJ! TT_TT takie smutne, że aż genialne. Nie wiem co napisać. Kocham Cię, ale zarazem nienawidzę za to, nie on wrócił...
OdpowiedzUsuńEchh... mam mieszane uczucia i piszę chaotyczny komentarz, ale targają mną uczucia.
Scenariusz fajny i czekam na więcej :D
nie jesttem jego wielką fanką , ale sprawiasz ,że zaczynam lubić wszystkich . GENIALNE <3
OdpowiedzUsuńpo prostu siedze i czytam po kilka razy ;___; *po co komu nauka XDD*
+ zwracałam sie z prośbą o dwa scenariusze jeden z Gikwangiem , a drugi z DongWoonem ,ale czy Gi można by było zmienić na Himchana ? c: