poniedziałek, 11 lutego 2013

[Tao - z dedykacją dla Aki] Idealna Rodzina

"Szybciej, szybciej, szybciej" krzyczałam do siebie w myślach.
- Jak teraz się spóźnię to chyba się zabiję! - krzyknęłam do siebie.
Biegłam z tą cholerną smyczą w ręku ile sił w nogach. Wreszcie dotarłam na miejsce. Jak torpeda wbiegłam po schodach na trzecie piętro. Wyjęłam klucze, które dostałam od szefa i przekręciłam je w zamku. Okazało się, że były otwarte. Powoli otworzyłam je. Weszłam do ogromnego mieszkania. Sufit znajdował się bardzo wysoko, tak jakby były to 2, a nie jedno piętro. Po cichu zdjęłam buty i weszłam w głąb mieszkania. Całe wnętrze było bardzo nowoczesne, ale tylko w jednej palecie kolorów - samych odcieniach szarości. Wyjęłam z kieszeni małe przekąski i kucnęłam.
- Tao! - zaczęłam wołać - Tao! No chodź! - wyjęłam jeden mały krążek z paczuszki i zaczęłam nawoływać. - Tao!
- Nie wstyd ci? - usłyszałam czyiś głos nad sobą.
Wystraszyłam się nie na żarty. Wysypałam przez przypadek wszystkie przekąski na ziemię. Natychmiast podniosłam się. Przede mną stał wysoki, dobrze zbudowany brunet. Patrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem tak, że od razu przeszły mnie ciarki.
- Przepraszam! - ukłoniłam sie - ja nie...
- Kim jesteś? - uniósł podbródek.
- J.. ja przyszłam wyprowadzić psa na spacer - jego ton głosu tak mnie przerażał, że ledwo odpowiadałam na zadane pytania.
- Tao? - przysunął się do mnie i spojrzał mi w oczy.
Odsunęłam się lekko od niego zmieszana.
- Tao od Mike'a - powiedziałam.
- To zabawne - założył ręce na biodra - jesteś jakaś głupia, czy coś?
- Co? - popatrzyłam na niego pytająco.
- Na serio? Tao? Nic ci to nie mówi? - skrzywił się - EXO?
Pomyślałam nad tym chwilę. Faktycznie! EXO! Jak mogłam nie pomyśleć?
- Aish - uderzyłam się w głowę - przepraszam, ja... Nie znam na tyle tego zespołu. Byłam przekonana, że Tao to pies.
Chłopak westchnął i poszedł. Zabrałam się za zbieranie rozsypanych pozostałościach po przekąskach. Po chwili "Tao" wrócił. Wstałam i otrzepałam spodnie z kurzu. Uniosłam wzrok i ujrzałam najsłodsze stworzenie na ziemi. Brunet miał w objęciach malutkiego pieska. Prawdopodobnie niedawno urodzonego.
- Omo - zakryłam usta ręką.
- To jest Mike - Tao uśmiechnął się do tego malutkiego stworzonka - znalazłem go niedawno na ulicy. Pewnie matka go porzuciła. Było tak zimno... Nie mogłem go zostawić - westchnął.
- Mogę? - zapytałam.
Tao przekazał mi tę kruszynę. Szczeniaczek cały się tszęsł. Nawet jeszcze nie zdążył spojrzeć na świat, bo nie otworzył ślepi.
- Chcę żeby go ktoś stąd zabrał - nagle spoważniał.
- Ale jak to? - skarciłam go spojrzeniem.
- Nie mogę go trzymać tutaj! Nie mam pojęcia jak zajmować się takim... takim... maleństwem - zaczął chodzić dookoła - on nie może tu zostać.
- Chwila - przerwałam mu - i czego ty teraz ode mnie oczekujesz?
- Że go zabierzesz?
- Eh... - pogłaskałam Mike'a po łebku - zróbmy tak. Zostanie u ciebie dopóki nie będzie już sprawnym szczeniakiem, a potem zabiorę go do schroniska.
- Dlaczego ma u mnie zostać?! - oburzył się.
- W tym schronisku on nie przeżyje nawet minuty! Jest za mały i nie ma matki!
Tao zastanowił się.
- Stoi, ale ja sobie z nim nie dam rady - pokręcił głową.
- Jeśli tylko się zgodzisz... - popatrzyłam jeszcze raz na to małe stworzenie - to pomogę ci się nim opiekować.
- Rób sobie co chcesz - machnął ręką.
- Okej - powiedziałam pewnie - w takim razie. Potrzebuję świeże mleko, malutką buteleczkę, ciepły koc, gazety, małą łyżeczkę, karmę dla szczeniaka i termometr - uśmiechnęłam się.
Chłopak popatrzył na mnie tępo, ubrał kurtkę i wyszedł. "Chyba mnie olał" pomyślałam.
Tao nie było już godzinę. Naprawdę pomyślałam, że jednak mi pomoże. Nie przejęłam sie tym jednak zbytnio. "Gwiazda, to myśli, że  wszystko mu wolno" pomyślałam. Mike wymagał dużej opieki. Trzeba było nad nim czuwać dzień i noc. Nie wiadomo było czy dożyje chociażby godziny, a co dopiero miesiąca. Po upływie czterech godzin, zrobiło się już późno. Jednak nie mogłam zostawić tego maleństwa samego. Co godzinę sprawdzałam mu temperaturę, znalezionym w szafce termometrem. Pomimo tego, że znałam tego Tao niecałe pięć godzin, to już mi się ten typ nie podobał.
Obudziłam się na ziemi. Otworzyłam powoli oczy. Rozejrzałam się dookoła. Mike spał słodko, opatulony jakimś puchatym kocem, którego wcześniej nie widziałam. Koło niego leżały rozłożone gazety i dwie miseczki. W jednej karma, a w drugiej woda. Podniosłam się, ale coś utrudniło mi ruch. Mnie też przykryto kocem. Wstałam i podeszłam do kuchni. Na blacie stała pusta buteleczka ze smoczkiem i karteczka koło niej. Otworzyłam zawiniątko i przeczytałam "zajmij się nim dobrze. Wracam wieczorem". Uśmiechnęłam się do siebie. "Może jednak nie jest taki zły jaki się wydaje?" pomyślałam.
Chłopak wrócił jak obiecał. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale pomimo to pozwolił sobie na zajęcie się szczeniakiem.
- Pozwoliłam sobie poczęstować się twoją herbatą i sucharkami - powiedziałam nieśmiało.
- Możesz brać co chcesz. To taka zapłata za opiekę na Mikiem - zniżył ton głosu.
Usiadłam koło niego. Nasze ramiona się stykały. Jego oddech się przyspieszył.
- Wygląda tak spokojnie kiedy śpi - westchnął Tao, patrząc na Mike'a.
- To prawda - uśmiechnęłam się - jest nadzwyczaj spokojny.
Podparłam się ręką. Po chwili Tao zrobił to samo. Nasze dłonie się dotykały. Przeszły mnie ciarki.
- Wczoraj... Byłam pewna, że olałeś całą sprawę - zasmuciłam się.
- Początkowo miałem taki plan, ale... zjadły mnie wyrzuty sumienia.
- Powiedz mi... Czy mogę u ciebie na razie zostać i się nim opiekować? - odwróciłam się w jego stronę.
- Hm... - uśmiechnął się - chyba musisz.
- Nie sądzisz, że teraz wyglądamy trochę jak rodzina? - wymsknęło mi się. Po tych słowach zakryłam sobie twarz dłońmi.
Tao zaśmiał się.
- Ja ojciec, ty matka, on dziecko?
- Mniej więcej - skrzywiłam się.
- Podoba mi się taka opcja - wyszczerzył zęby.
Brunet wstał powoli i przeciągnął się.
- W takim razie - schylił się do mnie i pocałował mnie w policzek - jesteś niezastąpiona kochanie.


2 komentarze:

  1. Awwww *____*. GENIALNE :A; Podoba mi się twój styl pisania i to , że używasz polskich znaków <3

    OdpowiedzUsuń