niedziela, 1 września 2013

[Kyuhyun cz.V] Trudny Wybór

- Kyu no chyba mi teraz nie wmówisz, że pójdziesz ze mną do szkoły? - wybałuszyłam oczy, za niecały tydzień zaczynał się nowy rok szkolny - chyba sobie ze mnie jaja robisz?
- Nie dlaczego? - zaśmiał się, zakrywając to lekko rękawem - Skoro nie chcesz wyjechać ze mną do Korei i tam mieć własnego nauczyciela, to jakoś muszę być blisko ciebie - spojrzał na mnie tymi wielkimi oczami, jak u szczeniaka. Przez chwilę jeszcze myślałam, że dam się na te jego cudowne dwie perełki, ale ocknęłam się szybko.
- Ej ej ej! Ja wcale nie powiedziałam, że nie chcę jechać, ale sam rozumiesz chyba? - spojrzałam na niego z wyrzutem, ale on chyba nie zrozumiał - Nie mogę zostawić tutaj rodziców... przyjaciół... oni wszyscy wiele dla mnie znaczą...
- A ja...? - przełknął ślinę tak głośno, że nawet ja to usłyszałam.
- Ty wiesz, co dla mnie znaczysz - zmusiłam się do uśmiechu.
- Okej. Nie chciałem cię zmuszać - podniósł się wreszcie z krzesła i rzucił na stolik folder z dokumentami.
- Co to jest? - zapytałam, zerkając w stronę dziwnej teczki.
- Jest tam potwierdzenie kupna mieszkania. Potwierdzenie opłaty nauczycieli i bilet na samolot.
- C...co? - złapałam się za głowę - planujesz wszystko beze mnie?
- To wszystko twoje. Mieszkanie, nauczyciele i bilet... na za tydzień. Ja... muszę wracać, inaczej będę musiał zerwać kontrakt, a to równa się z sumą pieniędzy, której do końca życia nie zdołałbym zapłacić. Muszę i chciałbym, żebyś wróciła ze mną. To by było nasze mieszkanie. Jesteś już prawie pełnoletnia i to nie jest problem. Wyobraź sobie - zaczął chodzić nerwowo w okół pokoju - ty, ja. Poznałabyś tam wszystkich. Zdobyłabyś nowe znajomości. A ja... ja bez ciebie i tak nawet jednego dnia nie przeżyję... Zrozum... Mógłbym dla ciebie zrobić wszystko... Ale tej jednej rzeczy nie umiem uczynić... - spuścił głowę.
- Ale... przecież masz dużo pracy. Przecież i tak i tak nie miałbyś dla mnie czasu! - tupnęłam nogą.
- Nie do końca - wyciągnął z kieszeni kolejny zwitek papieru.
- A to co znowu? - przewróciłam oczami.
- Rozmawiałem z wytwórnią i powiedzieli mi, że jako fikcyjny dodatkowy personel możesz ze mną jeździć na koncerty... za drobną opłatą.
- Jaką znowu opłatą?
- O to już się nie martw... Ja wszystko załatwiłem...
- Nadal mi się nie podoba, że ustawiłeś już sobie moje całe życie... - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Kochanie... ja to robię dla nas - ujął moją dłoń - pewnego dnia... już nie będzie żadnych przeciwności losu...
- J... ja nie wiem... Nie mogę tutaj ich zostawić... Nie rozumiesz? - zabrałam rękę.
Kyuhyun zacisnął zęby tak, że aż mu wargi zbielały. Nie był zły. Był raczej bardzo smutny.
- Musisz zdecydować. Wolisz cierpieć beze mnie, a mocno, czy ze mną, a wcale - rzucił przez ramię i wyszedł trzaskając drzwiami.



~~~~~~~~~~

Jeśli podoba ci się mój blog i lubisz go czytać = daj go do Obserwowanych! Komentujcie, jak wrażenia! Zżera mnie ciekawość :D Dajcie znać, czy chcecie kontynuację.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

[Luhan] Przypomnij...

Blondyn przez cały ten czas, gdy transmitowali program, był jakiś taki... przybity. Tak na prawdę nie wiadomo było, co mu się stało. Sehun wielokrotnie pytał, o co chodzi. Ten zaś wzruszał jedynie ramionami i starał się nie patrzeć na pozostałych członków EXO. Unikał pytań i nie odpowiadał, jak należało. Doskonale wiedział, że mu się za to oberwie, pomimo to nie był w stanie myśleć jasno. Cały czas miał w brzuchu jakieś takie uczucie, że musi coś zrobić, jednak nawet nie wiedział co. Pamiętał o urodzinach babci, o tym, że musi dzisiaj pozmywać, że w przyszłym tygodniu zaczyna się promocja nowego singla, ale jakoś... do głowy mu nie przychodziła rzecz ważniejsza od wszystkich wcześniej wymienionych. Ta pustka go przytłaczała.
- Luhan - MC zwróciła się tym razem do niego - A twój pierwszy pocałunek?
Wszystkie spojrzenia padły na niego. Chłopak uniósł głowę i rozejrzał się po pozostałych. Nagle jakby zabrakło mu języka w buzi. Miał w gardle jakąś wielką gulę, która rosła z każdą próbą wypowiedzenia choćby najkrótszego słowa. Z nerwów przygryzł dolną wargę i spojrzał znacząco na Sehuna.
- On jest nieśmiały... - powiedział lekko zdenerwowany.
- Tak... - odezwał się w końcu Luhan.
- To może opowiesz nam o swoim pierwszym pocałunku? - ponownie zapytała MC.
Nagle Luhan... przeniósł się myślami w przeszłość.
Był już prawie koniec pierwszej klasy liceum. Większość osób miała już pozaliczane wszystkie przedmioty, podobnie Luhan. Jednak, zostawał nadal na wszystkich lekcjach i na zajęciach po nich. Nie robił tego, bo chciał. Miał w tym swój cel. Na każdych zajęciach pozostawała również jego koleżanka, z którą kiedyś był bardzo blisko. Niestety stara miłość nie rdzewieje, a chłopak ciągle czuł coś do tej biednej niewiasty. Starał się jej we wszystkim pomagać, nosił jej książki, podpowiadał na sprawdzianach... Wszystko to na marne. Nie miał nawet odwagi, żeby się przyznać do tego wszystkiego. Może i nie olewała go tak, jak pozostałych chłopaków, ale... nie pokazywała również, że jej zależy. To bardzo zniechęcało Luhana.
Nadszedł przedostatni dzień szkoły. Chłopak miał już ostatnią okazję, żeby powiedzieć swojej sympatii co do niej czuje, ale ciągle nie mógł się zebrać.
- Dziękuję wam bardzo - powiedział nauczyciel, czym jednocześnie zakończył ostatnią lekcję.
Luhan zaczął pakować swoje książki, ani się obejrzał, a został sam na sam z dziewczyną, w której był zakochany. Przełknął ślinę ze strachu. Nie wiedział, co powiedzieć. Powoli podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi. Zamknął je delikatnie i spojrzał sympatii w oczy. Były takie piękne.
- C... co robisz? - zapytała swoim słodkim jak miód głosem.
- Ja... Ja nie mogę cię puścić - jąkał się - dopóki ci czegoś nie wyjawię - zwiesił głowę.
- Co takiego? - oparła się o kant ławki.
- Okej - zebrał się - znamy się długo... i od samego początku chciałem powiedzieć ci... ale nawet nie wiesz jakie to trudne... - przygryzł wargę - wiele razy zostawiałem ci jakieś sekretne karteczki... listy, ale jakoś nigdy nie docierały... Sądziłem, że to dlatego, że nie chcesz... ale potem uświadomiłem sobie, że rozmawiasz ze mną, jak gdyby nigdy nic...
- Masz rację... dostałam twoje listy i karteczki - uśmiechnęła się.
- Lubię cię - powiedział w końcu.
- Ja też cię lubię - uniosła dłoń do ust i przygryzła paznokieć. - po prostu czekałam, aż mi to powiesz prosto w oczy - zaśmiała się cicho pod nosem.
- _____ - złapał ją za ręce - Naprawdę cię lubię.
Dziewczyna uniosła dłoń wyżej, aby dotknąć jego policzka. Był zimny, ale pomimo to, widać było na nim cień rumieńca. Jego piękne, brązowe oczy wyrażały wtedy więcej niż tysiąc słów. Luhan położył rękę na jej talii i zaczął powoli się zbliżać do pocałunku. Jego ciało całe wrzało od emocji. W końcu złączyli się w mokrym doznaniu. Ich ręce zaczęły wędrować po całym ciele, a języki wykonywały namiętny taniec. ___ czuła motyle w brzuchu i nie mogła się powstrzymać od całowania chłopaka. On podobnie. W końcu kontynuując pocałunek, oparli się o najbliższą ścianę. ______ znajdowała się pomiędzy nim, a Luhanem. Chłopak przyciskał do niej swoje ciało. To był rodzaj przyjemności, jakiego jeszcze oboje nie zaznali. W końcu blondyn zaczął całować szyję dziewczyny, dotykając jej ciała. Ona zaś przyciskała go do siebie. Brązowooki wrócił do jej ust. Powoli zaczął zdejmować dziewczęcy mundurek, a ____ zajęła się jego odzieżą. Gdy już oboje nie mieli na sobie górnych części ubrania, rozległ się z daleka krzyk.
- Wszyscy są zobowiązani do opuszczenia szkoły w ciągu piętnastu minut - usłyszeli z korytarza któregoś z nauczycieli.
Oderwali się od siebie. Luhan wyraźnie nieco się zmieszał. Nie sądził, że stać go na coś takiego. Spojrzał na ___, po czym oboje się roześmiali.
- Luhan! - usłyszał w końcu krzyk MC - to jak? Opowiesz nam, jak to było?
- To było w pierwszej klasie - zaczął - nikogo nie było w klasie, więc wykorzystałem okazję... To był jednak bardziej... buziak niż pocałunek - wypuścił powietrze z płuc.
Teraz już nigdy nie zapomni najpiękniejszego momentu w swoim życiu.




~~~~~~~~~~

No kochani wróciłam po długiej przerwie! Ah...! Już tylko miesiąc wakacji, a ja ciągle w biegu. Z jednego wyjazdu na drugi. Mam nadzieję, że podobał wam się ten wpis, bardzo mnie korciło, żeby właśnie tak to opisać ^^ Jeśli lubicie czytać mojego bloga komentujcie i dodawajcie bloga do Obserwowanych <3

czwartek, 27 czerwca 2013

[Kyuhyun cz.IV] Chodź ze mną

Pocałował mnie. Świat się dla mnie zatrzymał. Wytworzyła się we mnie jakaś ławica endorfin, która zaczęła przepływać przez moje ciało niczym ławica ryb w Atlantyku. Chłopak całował mnie namiętnie. Zatracałam się w jego ustach. Moje ręce powoli zaczęły wędrować w kierunku jego obojczyków, a zaraz potem na kark. On zaś szybko skierował dłonie na moją talię i przycisnął mnie mocno do siebie. Przylegliśmy ciałami. Czuliśmy się wzajemnie. Nasze języki zachowywały się jakby tańczyły wolny taniec przyjemności i rozkoszy. Powoli przestaliśmy. Stanęłam z powrotem na nogi i spuściłam wzrok. Wewnątrz mojego ciała nadal panował chaos. Serce waliło mi w piersi niczym młot, a oddech nadal pozostawał przyśpieszony. Motyle w brzuchu również nie dawały mi spokoju.
- Chyba powinniśmy stąd wyjść, zanim ktoś nas przyłapie? - nadstawiłam uszu, czy przypadkiem ktoś nie idzie w kierunku łazienki.
- Nawet jeśli to co z tego? - Kyu ostrożnie odgarnął moje włosy z ramion i powoli, namiętnie zostawiał pocałunki na mojej szyi, powodując u mnie jeszcze większą dawkę motyli.
- Za 40 minut będziemy w Polsce. Jesteś pewien, że tego chcesz? - ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam głęboko w oczy.
- Kochanie... - wziął moje ręce i przyłożył sobie do piersi - nie działam lekkomyślnie. Nigdy bym nie zrobił czegoś podobnego, gdybym nie wiedział, jak bardzo mi na tobie zależy - pogładził mój policzek opuszkami palców.
- Ale powiedz mi... co teraz? Nie mam żadnego pomysłu na to, co ma dziać się dalej - złapałam sie za głowę i zaczęłam okrężnym ruchem pocierać skronie.
- Chciałbym mieć cię przy sobie - spojrzał na mnie spode łba - wynajmę jakiś apartament na czas pobytu tutaj. Będę cię zabierał wszędzie, gdzie tylko sobie zażyczysz. Będę ci śpiewał, tańczył, jak tylko mi zagrasz. Nie rozumiesz? Zrobię wszystko, co tylko jestem w stanie, żeby tobie było dobrze - westchnął.
W mojej głowie przewijało się w tej chwili tysiące scenariuszy. Wyobrażałam sobie, jak nagle wyjeżdża, jak nagle o mnie zapomina. Zastanawiałam się nad tym, jak potoczy się jego dalsze funkcjonowanie. Przecież był w zespole! Nie mógł go tak nagle opuścić, ale... przecież mógł odejść? Od razu skarciłam się za taką myśl.
- Już wiem! - prawie podskoczył - zamieszkasz ze mną w Korei!
Nawet nie mogłam opisać zdziwienia, jakie malowało się wtedy na mojej twarzy. Z tego całego zaskoczenia opadła mi szczęka i zupełnie odjęło mi mowę. Zamieszkać w Korei?!
- Ale jak ty sobie to wyobrażasz?! - potrząsnęłam głową.
- Pozałatwiamy tutaj twoje wszystkie sprawy... Potem zdecydujesz sama, czy chcesz ze mną jechać czy nie. Ja muszę tam wrócić tak czy siak. Nikt mi tego nie odpuści - spuścił głowę - przemyśl to proszę - złapał kosmyk moich włosów i zaczął okręcać go sobie w okół palca wskazującego.
- To poważna decyzja, nie uważasz?
- Wiem to - zapadła chwila ciszy - ale zmiany są dobre - powiedział to kompletnie bez żadnych uczuć.
Słowa te padły zupełnie bez żadnej nawet nutki współczucia, niczego. Wydawało się, jakby po prostu nie chciał wspominać czegoś, albo kogoś z przeszłości. Wiem, że to było tylko jedno zdanie, ale mogłam wyczytać z niego, aż zbyt wiele.
- Halo? - usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwiczek łazienki samolotu - Zaraz będziemy lądować, proszę opuścić kabinę.
Ostrożnie przekręciłam zamek i raz jeszcze spojrzałam na Kyuhyuna. Wyglądał na trochę skruszonego. Opierał się o małą umywalkę.
- Chodź - wyciągnęłam do niego rękę.
Szatyn spoglądał to na mnie, to na moją rękę. W końcu po paru sekundach wsparł się na nadgarstkach i wstał, łapiąc mnie za dłoń.
- Idę - uśmiechnął się smutno.




~~~~~~~~

Jeśli podobał ci się scenariusz i lubisz czytać mojego bloga, dodaj go do "Obserwowanych" ^^. Czekam z niecierpliwością na wsze komentarze! :3

niedziela, 2 czerwca 2013

[Dongwoon - z dedykacją dla Lea Choi] Scena

Na planie teledysku było bardzo tłoczno. Każdy był czymś zajęty, a żeby dostać się do samego reżysera, trzeba było przeciskać się przez las rąk i nóg (oczywiście nie pomijając fali przekleństw i wyzwisk jaka to jestem niezdarna). Makijażystki kręciły się koło mnie niczym mrówki. Pracowały bardzo ciężko. Parę razy zmywały mi cały makijaż, żeby poprawić mały błąd. Moje włosy zaś przeżywały istny koszmar. Tak wielkiej ilości lakieru na nich jeszcze nie miałam.
- Co to jest? - zapytała jedna z wizażystek, gdy malowała mi usta.
Nagle w około nas zebrała się cała widownia. Kobieta przymrużyła oczy tak, że prawie nie było ich widać. Po chwili wzięła jeden płatek i powoli zmywała mi szminkę.
- Oj... kochana nie udało ci się tego zakryć - powiedziała z wyraźnym grymasem na twarzy.
"O nie! Tylko nie to!" krzyknęłam w myślach. Niestety los chciał, żebym parę dni przed zdjęciami dostała opryszczki. Próbowałam na wszelkie sposoby ją zwalczyć, ale cała praca teraz poszła na nic. Ukryłam ją toną fluidu i szminek, ale teraz to już nie miało znaczenia.
- Opryszczka - kobieta całkiem przy kości zaczęła nakładać mi od nowa cały podkład, starając się zakryć to paskudztwo - i jak ty chcesz zagrać scenę pocałunku? - popatrzyła na mnie pogardliwie.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Gdyby nie ta kobieta, nic by się nie wydało i nikt nawet by tego nie zauważył! Pech to pech.
W końcu już gotowa stanęłam przed swoją garderobą. Miałam na sobie prześliczną, jedwabną sukienkę z szafirowymi motywami.
- To ty jesteś tą laską, którą mam pocałować? - usłyszałam za sobą nagle czyiś głos.
Odwróciłam się napięcie. Przede mną stał Dongwoon. Tak, dobrze myślicie. On we własnej osobie, jeden z B2ST. Wyglądał tak... zniewalająco. Blond włosy ułożone w lekkim nieładzie, czarna baseballówka i to apatyczne spojrzenie. Sprawił, że się w nim zatraciłam i przez chwilę nie dotarło do mnie, że o coś zapytał.
- To jak? - oparł się o ścianę garderoby.
- Hm? - wreszcie się obudziłam - t... tak to ja - wykrztusiłam z siebie.
- Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się - i... - nagle ucichł - zaraz, zaraz.... - zbliżył się do mnie - czy ty masz opryszczkę? - zapytał z obrzydzeniem na twarzy.
Szybko zakryłam usta.
- J...ja? No coś ty! Nie! - uśmiechnęłam się nerwowo, próbując jakoś załagodzić sytuację.
- Nie, no nie wytrzymam! - powiedział - Reżyser! - minął mnie i zaczął iść w stronę głównego budynku.
Po parunastu minutach znalazłam się razem z Dongwoonem u reżysera.
- Nie będę jej całował! Jest odrażająca! - zaczął krzyczeć.
- Nie będę specjalnie dla ciebie zmieniał doboru aktorów! Nie dyskutuj! Nie zmienię i koniec! Jeśli nie chcesz, to zawsze ktoś inny może za ciebie zagrać tę rolę! - mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. Zdawało się jakby chciał już uderzyć młodego chłopaka, ale ciągle się powstrzymywał. Ja zaś czułam się okropnie. To było jak nóż w plecy. Nigdy nie wymagałam od nikogo, żeby mnie uwielbiał czy coś, ale trochę szacunku do drugiej osoby można było okazać.
Zdjęcia poszły zgodnie z planem. Wszystko załatwialiśmy szybko, a sceny kręcono jedna po drugiej. Pocałunek sam w sobie nie był taki zły. Zakładam, że wiele dziewczyn chciałoby być wtedy na moim miejscu. Niestety był on taki... chłodny i obojętny. Chłopak nawet nie udawał, że go nie chce. W jego grze aktorskiej też było to wyraźnie widać pomimo, że starał się to jak najlepiej ukryć. Co prawda, powtarzaliśmy pocałunek paręnaście razy, ale to nie zmieniało faktu, że czułam się fatalnie.
Minęło parę długich dni. Opryszczka zniknęła. Wszystko wróciło do normy... no może nie wszystko. Zostało we mnie to głupie uczucie. Takiej... bezradności wobec sytuacji. Chciałam jakoś cofnąć czas, żeby wszystko inaczej się potoczyło, ale niestety było to niemożliwe. Sądziłam, że te emocje zostaną ze mną jeszcze przez długi czas.
Leżałam sobie spokojnie na kanapie, oglądając kolejny bezsensowny program w telewizji. Dopadła mnie rutyna. Na stoliczku tuż obok mnie stał wielki pojemnik z lodami i wszelakie niezdrowe jedzenie. Zdawało mi się, że ten wieczór będzie jak kilka poprzednich. Jak zwykle, tutaj też się myliłam.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Powoli zwlokłam się z kanapy i wolnym krokiem sunęłam w ich stronę. Resztkami sił otworzyłam je.
Szok. Jeden wielki szok. Przed moimi oczami ukazał się wielki bukiet kwiatów. Nie widziałam kto je dostarczył, ponieważ zasłaniały wszystko, ale były... bardzo imponujące.
- Przyjmij moje przeprosiny - usłyszałam męski głos.
Po chwili zza bukietu wychylił się Dongwoon. Stałam i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czułam się jakbym wrosła  w podłogę i nie mogła się ruszyć.
- Wiem, że pewnie mnie teraz nienawidzisz, ale na prawdę mi przykro z powodu tego co wtedy powiedziałem - zaczął - nie kontrolowałem słów. Na prawdę nie mogę przestać o tobie myśleć. Od czasu kiedy wyszłaś wtedy z wytwórni bez słowa... Nie opiszę tego słowami.... Śnisz mi się każdej nocy, nawet teraz mam wrażenie, że serce mi wyskoczy z piersi - podszedł do mnie i złapał za rękę - przepraszam.
Nie mogłam wydusić z siebie nawet marnej nutki. Zamiast tego kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Nie miałam do niego wyrzutów sumienia, w ogóle bardzo go lubiłam, ale z jego wizytą polubiłam jeszcze bardziej.
- Lubię cię Dongwoon - wymsknęło mi się.
Chłopak uniósł wzrok. Wyglądał jak dziecko, które wreszcie dostało swoją wymarzoną zabawkę.
- Mam dla ciebie pewną propozycję - oparł się nonszalancko o framugę drzwi.
- Jaką? - zapytałam, uśmiechając się.
- Chciałabyś może raz jeszcze przećwiczyć ze mną tę taką scenę do teledysku? - wyszczerzył się.
- Z wielką chęcią - powiedziałam.
Blondyn złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nasze usta się złączyły. Czułam jego ciepło. Tym razem robił to z prawdziwym uczuciem. Nie udawał. "Wreszcie" pomyślałam.




~~~~~~
Piszcie komentarze! Jeśli podobał Ci się scenariusz i lubisz czytać mojego bloga, dodaj go do "Obserwowanych"!

piątek, 31 maja 2013

[Himchan - z dedykacją dla Lea Choi] Misja: Uszczęśliwić

Ten chłopak chyba nigdy nie dostał kosza od dziewczyny. Raczej było na odwrót - to on nie mógł się od nich opędzić! Jak przecież można nie ulec tym pięknym, głębokim oczom czy samej pociągającej sylwetce. Himchan był po prostu idealny. Jeszcze do tej jego całej perfekcji doszła sława, co stopniowo wywoływało coraz większą falę zachwytu. Cóż, nie ma na tym świecie ideałów. Ten chłopak może i był cudowny na zewnątrz, ale wewnątrz kryło się coś ciemnego. Większość ludzi miało go za pełną życia, optymistyczną istotę. Niby jakoś to się miało do rzeczywistości, ale w stosunkowo małym procencie.
Himchan miał honor. Zawsze wiedział, gdzie jest jego miejsce. Nie wywyższał się, nie pchał, gdzie nie trzeba. Wzorowy uczeń, zawsze uśmiechnięty i pomocny dla każdego. Jednak... no właśnie, zawsze musi być jakieś "jednak". Tylko ja poznałam go na tyle, żeby odkryć, jak wiele ten człowiek ma zmartwień. Pod tym pięknym (niby szczerym) uśmiechem, skrywał się smutek i osamotnienie. Chyba tylko ja to widziałam. Od początku naszej znajomości, stopniowo udawało mi się go jakoś nastawić na tę "szczęśliwą" stronę, ale wciąż widać było jakieś zmartwienie, jakiś problem. Za każdym razem, gdy go o to pytałam, odpowiadał jedynie "Czemu o to pytasz? Nie widzisz, że mam dobry humor?" bądź "Nie chcę o tym rozmawiać". Często na samą wzmiankę reagował dziwnie i zawsze zmieniał temat. Martwiło mnie to, ale starałam się to ukrywać jak najlepiej i nadal starać się go rozweselić, jak tylko się dało.
- Oppa! Nie dźgaj mnie! To boli! - odskoczyłam, gdy tylko poczułam na plecach jego palce.
Chłopak zaśmiał się i wyszczerzył zęby.
- Ty wtedy tak śmiesznie krzyczysz - powiedział, powstrzymując się od śmiechu.
- Zawsze mi to robisz! To nie fair! - krzyknęłam, próbując dać mu po głowie, niestety jego wzrost i masa mięśniowa skutecznie stłumiły mój bunt.
- Himchan! Chciałam ci coś powiedzieć! Możesz przestać?! - nadal starałam się mu wyrwać, bezskutecznie.
- Tym razem to ty zaczęłaś - puścił mnie i odsunął się o dwa kroki.
- Dobra - westchnęłam, poprawiając włosy - Masz dzisiaj wolny wieczór, czy znowu jedziesz na próby, czy co ty tam musisz robić? - położyłam ręce na biodrach.
- Dzisiaj... - zastanowił się - chyba... nie, dzisiaj nie - popatrzył na mnie z ukosa.
Najwidoczniej zapomniał jaki dzisiaj był dzień - moje urodziny. Było już po południu, a on nadal nie złożył mi życzeń, ani nic z tych rzeczy. Nie ukrywałam swojego niezadowolenia.
- Przyjdziesz dziś do mnie? - zapytałam w końcu - jakoś tak koło 17?
- Nie wiem, czy o tej porze akurat nie mam obiadu w domu, czy coś, ale postaram się przyjść. 17 pod twoim domem?
- Okej - skinęłam głową.
- To co? Pizza? Czy znowu klasycznie kimchi? - zapytał kładąc rękę na moim ramieniu.
- Pizza - powiedziałam pewnie, po czym oboje poszliśmy w kierunku pizzerii.
Nadeszła godzina 17. Nie zakładałam na siebie nic szczególnego, dobrze wiedziałam, że mój przyjaciel nie dba o to, jak wyglądam. Zwykła baseballówka i jeansy w zupełności wystarczały. Wyjrzałam za okno - on już tam stał i czekał. Nie zwlekałam i szybko wybiegłam do niego przed dom.
- Jednak się udało? - zapytałam, uśmiechając się.
- No widzisz... W dniu urodzin, jak mógłbym się spóźnić - powiedział, wyjmując z kieszeni małe pudełeczko.
Gdy tylko zobaczyłam, że trzyma coś w kieszeni, od razu zwolniłam krok. Podeszłam do niego spokojnie i wzięłam paczuszkę do ręki. Himchan uśmiechnął się tak, że prawie tego nie było widać, ale... był to szczery uśmiech. Taki, który widzę u niego rzadko.
- No otwórz - zachęcał.
Ostrożnie zdjęłam niebieską wstążeczkę i odkryłam wieko. W środku spoczywała złota bransoletka. Na cienkim łańcuszku były zaczepione małe, szafirowe kuleczki. Była prześliczna, taka precyzyjna. Nigdy w życiu nie widziałam podobnej.
- Gdzie ty znalazłeś tak piękną rzecz? - zapytałam zadziwiona.
- Zdziwisz się, jak ci powiem - oblał się delikatnym rumieńcem.
- No powiedz.... - klepnęłam go lekko w ramię.
- Ale mnie nie wyśmiejesz? - upewniał się.
- Na pewno nie - uśmiechnęłam się do niego.
- Sam ją zrobiłem - odwrócił wzrok nieśmiało.
Zatkało mnie. Wiedziałam o nim prawie wszystko, ale nie miałam pojęcia, że potrafi tworzyć tak piękne rzeczy.
- Wow - otworzyłam szeroko oczy - masz talent - westchnęłam - pomożesz mi ją założyć?
Podałam mu bransoletkę. Himchan wziął biżuterię i delikatnie zapiął mi na nadgarstku.
- Pasuje do ciebie - powiedział, unosząc głowę.
Wtedy stało się coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Gdy podniósł głowę znad mojego nadgarstka, jego twarz znalazła się nie więcej jak centymetr od mojej. Patrzyłam mu w oczy, lekko przerażona. Nie wiedziałam co mam robić. Nagle zaczął się do mnie zbliżać. No, nie miał daleko, więc nie minęła sekunda, a  on już mnie całował. Poczułam się dziwnie. Przez chwilę nie docierało do mnie to, co właśnie robiliśmy. Dopiero, gdy poczułam, że jego dłoń dotyka mojej szyi, ocknęłam się.Natychmiast go od siebie odepchnęłam.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, dotykając swoich ust.
- Ja przepraszam... Myślałem, że tego chcesz... - powiedział wyraźnie zmieszany.
- Że tego chcę?! O czym ty mówisz? - nie miałam pojęcia, o co mu chodziło.
- Przecież... Myślałem, że ci się podobam... - westchnął, drapiąc się po głowie.
- To źle myślałeś... Jesteśmy przyjaciółmi.... To nie to samo, co związek - zdenerwowałam się, ale starałam się opanowywać swój głos.
- Ale... dawałaś mi sygnały... Nie rozumiem...
- Przepraszam... - złapałam się i zaczęłam biec w kierunku domu, trzymając nadal w dłoni pudełeczko po bransoletce.
Minęły dwa dni. Nie mogłam spać. Nie mogłam jeść. Nie byłam w stanie z nikim rozmawiać. Dlaczego tak źle się czułam? Każde słowo przechodziło przeze mnie jak przez mgłę. Pojawiało się i od razu znikało. Cały ten czas spędziłam w łóżku, zastanawiając się, dlaczego tak mi źle. Owszem, to mój najlepszy przyjaciel, ale to był zwykły kosz. To nawet nie były wyrzuty sumienia. To był smutek, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam.
Dlaczego tak bardzo go polubiłam? Dlaczego przez cały czas, gdy z nim przebywałam, towarzyszyło mi to dziwne uczucie? Dlaczego za każdym razem, gdy mówił mi o czymś co mnie kompletnie nie interesuje, słuchałam z wyjątkowym zaciekawianiem? Miałam zbyt wiele pytań, a za mało odpowiedzi. Każda chwila z nim spędzona, był czymś, czego nie chciałam zamienić na nic w świecie. Każde jego słowa traktowałam jak największe mądrości. Jego nawet najmniejszy sukces, był dla mnie czymś niezwykłym. Ciągłe wyczekiwanie na wiadomość, czy telefon. Chciałam jego uznania, zadowolenia, szczęścia...
Wtedy mnie oświeciło... To uczucie podczas pocałunku.... To było jedynie uczucie strachu, że może nie jestem dla niego wystarczająco dobra. To było coś, co wszystko zniszczyło. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo jestem w nim zakochana i zwyczajnie się tego przestraszyłam.
Zerwałam się z łóżka, niczym poparzona. Bransoletka od Himchana nadal spoczywała na moim nadgarstku. Szybko się przebrałam i uczesałam, po czym wybiegłam z domu jak torpeda. Pobiegłam prosto do jego domu, niestety, nie zastałam go tam. Następnym miejscem, jakie przyszło mi na myśl to wytwórnia. Miałam tam dosyć daleko, ale udało mi się całe szczęście złapać ostatni autobus. W niecałe pół godziny byłam pod jego wytwórnią. Nadeszła znowu pewna chwila niepewności. Stałam tak, zaciskając pięści i starałam się nie uciec. W końcu zebrałam się na odwagę i weszłam do środka.
Nikt nie był zaskoczony moją wizytą. Od razu dostałam wytyczne odnośnie tego, gdzie znajduje się w chwili obecnej Himchan. Dowiedziałam się też, że od dwóch dni nie opuszcza wytwórni, ćwicząc do upadłego. Biegłam po schodach jak szalona, myśląc tylko o tym, czy aby nie jest jeszcze za późno. Dotarłam do sali treningowej. Złapałam za klamkę i lekko nacisnęłam. Drzwi od razu się uchyliły. Przez szparę nie widziałam zbyt wiele. Otworzyłam je odrobinę szerzej.
- Cholera! - usłyszałam przeraźliwy wrzask Himchana.
Odszukałam go wzrokiem. Chłopak stał pod lustrem, wyraźnie zdenerwowany. Po chwili poleciała muzyka i szatyn zaczął znów tańczyć. Po pierwszej minucie potknął się i poleciał do przodu. Siedział tak przez chwilę, po czym z całej siły uderzył pięścią w podłogę. Wystraszyłam się i zakryłam usta dłonią. Do moich oczu powoli napływały łzy. Przypatrzyłam się, na jego dłoni pojawiła się krew. Otworzyłam drzwi szerzej i wbiegłam do niego.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, łapiąc do za poszkodowaną dłoń.
Chłopak próbował ją zabrać, ale skutecznie ją przytrzymałam i owinęłam swoją chustką.
- Odbiło ci?! - uderzyłam go w pierś.
Dopiero wtedy poczułam, że po policzkach spływają mi ciepłe łzy.
- Dlaczego to robisz?! Po co mi to robisz?! - zaczęłam go uderzać lekko pięściami, aby dać upust swojej złości - Dlaczego musiałeś spowodować, że się w tobie zakochałam?! - w końcu z tej całej bezradności oparłam głowę o jego tors.
Chłopak objął mnie i przycisnął do siebie.
- To dlaczego wtedy uciekłaś? - zapytał cicho.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Jego spojrzenie było obojętne, nie wyrażało żadnych emocji.
- Ze strachu - powiedziałam poważnym tonem.
- Przed czym? - w jego głosie było słychać cień zaniepokojenia.
- Przed tym, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra - westchnęłam, powstrzymując się od kolejnej fali łez.
- Ty? - zaśmiał się - Wystarczająco dobra?
- Tak! Właśnie ja! Nigdy nie będę wystarczająco dobra, żeby cię uszczęśliwić!
- Chyba sobie ze mnie żartujesz....
- Nie... Zawsze chciałam, żebyś był szczęśliwy, ale... ty zawsze miałeś w sobie ten cień smutku.... - zaczęłam  nerwowo zaciskać pięści.
- Cień smutku dlatego, że zawsze myślałem, że nie będę dla ciebie wystarczająco dobry, że uciekniesz tak, jak zrobiłaś to dwa dni temu i nigdy nie wrócisz, a to wszystko dlatego - podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie - że cię kocham.
- Himchan... wybaczysz mi kiedyś? - zapytałam błagalnym tonem.
- Już ci wybaczyłem.
Brunet pocałował mnie. Przez moje ciało przepływało teraz tysiące motyli. Każdy najmniejszy kąt wypełniała nieskończona radość i spełnienie. Misja: Uszczęśliwić - wypełniona.


~~~~~~~
Liczę na wasze komentarze! Jeśli lubisz czytać mojego bloga, dodaj go do "Obserwowanych" ^^

Mam nadzieję, że Wam się spodobało :D 

piątek, 3 maja 2013

[Jongup - z dedykacją dla Ani Adamczyk] Rycerz


Z Jongupem znamy się od dawna. Nigdy co prawda nie byliśmy blisko, czy coś w tym stylu. Po prostu jako znajomi z jednej szkoły. Co dzień mówiliśmy sobie "cześć" na korytarzu. Za każdym razem pokazywał te swoje białe zęby i kłaniał się zabawnie. Na tym niestety kończyły się nasze stosunki, choć... było parę momentów... gdy wydawało się, jakbyśmy byli na prawdę blisko.
Pewnego dnia, gdy dziewczyny naśmiewały się ze mnie, stanął w mojej obronie. Nawet nie pamiętam jaki to był dzień, ani jaka pora dnia. Za to... nie mogę dotąd zapomnieć jak stanął przede mną i rzucił "przybył twój rycerz" żartobliwie. Uśmiechał się potem do mnie w taki... cudowny sposób, jakby to był jeden z tych... lepszych dni.
- Musisz mu powiedzieć - zachęcała mnie Hana.
- Chyba żartujesz! Nie zrobię z siebie jeszcze większego pośmiewiska! - westchnęłam, biorąc do buzi kolejną porcję ryżu.
- I co? Będziesz tak do końca życia siedziała i patrzyła, jak ci ucieka sprzed nosa? - zaczęła Seomin.
- ____ musisz wziąć się w garść - blondynka (Hana) zabrała mi pałeczki - po pierwsze, przestań się obżerać!
- Ej! Oddawaj! - próbowałam jej wyrwać siłą moje pałeczki, niestety na darmo.
- Może... Zaproś go do kina... I... pójdziecie na jakiś bardzo romantyczny film i... podczas miłosnej sceny... powiesz mu co czujesz! - brunetka (Seomin) zaczęła podskakiwać w miejscu.
- Tak i może jeszcze mu się oświadczę? - oparłam się o stół - coś innego - machnęłam ręką.
- To może... Któraś z nas mu powie? Skoro ty nie chcesz mu powiedzieć... - Hana nie dawała za wygraną.
- Nie... Zbyt przereklamowane - znów ciężko westchnęłam.
- Wiem! Napiszesz mu list! Taki... miłosny... Ale nie wyjawisz kim jesteś! Musisz mu dać wskazówki, a jeśli... będzie szukał... znaczy, że mu zależy!
- Jesteś genialna! - nagle podniosłam się z miejsca i uściskałam czarnowłosą.
Jeszcze tego samego dnia napisałam liścik, który następnego dnia miałam wrzucić niepostrzeżenie do jego szafki. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że ledwo trzymałam długopis.
"Nie umiem ci tego powiedzieć... Odkąd Cię poznałam, myślę jedynie o tym, jak wspaniałym człowiekiem jesteś. O tym, że pomagasz tak wielu ludziom. O tym, że masz niespotykane poczucie humoru i potrafisz śmiać się z samego siebie. Zawsze cicho na Ciebie spoglądałam, bo nie byłam w stanie podejść. Pomimo tego, że nie jesteśmy tak blisko, to jednak... jakbyśmy byli bliżej niż reszta. W dwóch słowach napiszę jedynie: lubię cię. Pewnie zastanawiasz się kim jestem, a więc zostawię ci jedynie podpowiedź: Rycerz zwalczy każde zło"
Minął weekend. Właśnie dziś mogłam sprawdzić, czy Jongup będzie mnie szukał, czy też nie. Wiadomość zostawiłam mu w piątek po lekcjach, więc logiczne było, że raczej... tamtego dnia by nie szukał.
- I jak? - dopadła mnie Hana na przerwie - Zostawiłaś? - trzymała kurczowo moje ramię.
- Tak... ale możesz być trochę ciszej? - skarciłam ją, zamykając szafkę.
- O! Popatrz idzie! - potrząsnęła mną.
Jongup szedł w moją stronę, ze swoim jak zawsze bajecznym uśmiechem. Pewnym krokiem zmierzał coraz bliżej i bliżej. Gdy już wydawało mi się, że na prawdę idzie do mnie, wyminął moją osobę i podszedł do jeden ze szkolnych diw i przytulił ją. Ten widok był dla mnie, jak cios w serce. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
- Chodź kochanie - powiedziała dziewczyna do Jongupa i oboje, złączeni odeszli, zostawiając po sobie dziurę w moim sercu.
Pobiegłam od razu do toalety. Uginały się pode mną nogi. Nie byłam w stanie opanować oddechu, a łzy same spływały strumieniami z moich policzków.
- Oh... ____ Proszę nie płacz - obie przyjaciółki podeszły do mnie i objęły mnie.
- Jak on mógł...? - szlochałam.
- Gadałam z dziewczynami... Ona ukradła twój list - powiedziała Seomin z grymasem na twarzy.
- Ale... Przecież... Jak?! - oburzyłam się.
- Nazmyślała parę kłamstw i opowiedziała mu to wszystko... No wiesz, jaka ona jest...
- Zamierzasz tak to zostawić? - spytała Hana.
- Nie wiem... - schowałam twarz w dłoniach.
- Ja na pewno tak tego nie zostawię - powiedziała.
Hana chwyciła mocno moją dłoń i pomogła mi wstać, po czym zaciągnęła mnie na korytarz. Nie chciałam, żeby kto kol wiek zobaczył mnie w takim stanie, ale... stało się. Ludzi patrzyli na mnie jakby pytali "O co chodzi?" albo "Co jej się w twarz stało?". Dziewczyna zaciągnęła mnie do końca korytarza, niedaleko stał Jongup razem ze swoją nową "dziewczyną". Spojrzeli na mnie oboje.
- No i gdzie teraz jest twój rycerz? - przyjaciółka zaczęła krzyczeć do mnie.
- Co? - nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Ej, o co tutaj chodzi? - blondyn wtrącił się.
- O ten tramwaj co nie chodzi! - wrzasnęła do niego.
- Można milej? - zapytał ponownie.
- Między innymi o to, że ta - wskazała palcem na paniusię z boku - jest oszustką.
- Ej! O co ci teraz chodzi?! - MinAh podeszła do nas.
- Ty! Nie napisałaś wcale żadnego listu - Hana oburzyła się.
- Jak nie?! - długowłosa dziewczyna założyła ręce na piersiach i prychnęła.
- Nie ty! Tylko ona! - wskazała na mnie.
- Cisza! - Jongup krzyknął.
Wszyscy ucichli.
- Czy to prawda? - podszedł do MinAh.
- Znaczy... Ja... Oj daj spokój skarbie - zaczęła słodkim głosem.
- Tak - odezwałam się w końcu - to prawda. Ja napisałam ten list.
Wzrok wszystkich skierował się na mnie.
- Chodź ze mną - Jongup złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia - a z tobą porozmawiamy później! - powiedział do Minah.
Wyszliśmy przed szkołę. Starałam się na niego nie patrzeć. Bałam się jego reakcji, czy czego kol wiek innego.
- Ja.. Proszę nie zrozum mnie... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ... nagle... on mnie... pocałował...
To było jak wybuchnięcie wszystkich fajerwerek świata. Obejmował moją twarz, a ja stałam jak słup soli i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się działo. Powoli odsunął się i spojrzał na mnie błagalnie.
- Zawsze mi się podobałaś... Ale nie umiałem Ci tego powiedzieć, a... gdy dostałem list... myślałem od samego początku, że to ty, ale... potem Minah... Nie wiedziałem, po prostu co robić. Wybaczysz mi? - uklęknął przede mną na kolanach.
- Co ty robisz?! - zakryłam usta dłonią.
- Błagam o wybaczenie, jak rycerz - uśmiechnął się, odsłaniając przy tym swoje perłowe zęby.
- Jeszcze się pytasz? - kucnęłam i przytuliłam go z całej siły - mój rycerz - zaśmiałam się.


~~~~~~~~
Czekam na wasze komentarze! Jeśli lubicie czytać mojego bloga, nie zapomnijcie, aby dodać go do "Obserwowanych" ^^

niedziela, 28 kwietnia 2013

[Kiseop - z dedykacją dla Rosalie Levi] Debiut


Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku. Odkąd minęli się na pasach, nie potrafił przestać za nią iść. Jego tożsamość, jednak nie pozwalała mu na to, żeby do niej podejść. Dziewczyna szła przed siebie z gracją. Jej włosy łagodnie opadały na drobne ramiona. Pod wpływem wiatru jej sukienka spokojnie falowała.
Jego serce uderzało z nieznaną mu dotąd siłą, a całe ciało opanowały dreszcze. Dziewczyna w końcu zatrzymała się. Miał okazję, aby ją zaczepić. Nie miał pojęcia jak. Nie znał się na tym. Kiseop nie miał za dużo czasu. W każdej chwili mogło zapalić się zielone światło i straciłby ją z pola widzenia. Nie zwlekał. Podszedł najbliżej jak tylko mu się udało.
- Przepraszam? - dotknął jej ramienia.
Odwróciła się. Na jej twarzy malowało się lekkie zdziwienie, ale na jego widok... zagościł uśmiech.
- Dzień dobry - ukłonił się.
- Dzień dobry - odpowiedziała tym samym.
- Wiem, że zaczepianie na ulicy... ale... czy... umówiłabyś się ze mną? - przygryzł dolną wargę.
Dziewczyna była widocznie zbita z tropu, ale po chwili wybuchnęła śmiechem.
- To jest jakaś ukryta kamera? - zaczęła się rozglądać.
Kiseopowi zszedł uśmiech z twarzy.
- Nie... - powiedział cicho.
- Ty jesteś Kiseop? Ta... gwiazda? - wskazała na niego palcem.
- Tak... - podrapał się po głowie.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie jestem w jakimś programie rozrywkowym? - uniosła brew.
- Nie jesteś... Aigoo... Proszę... Umówisz się ze mną? - `złożył ręce błagalnie.
- Hm... No dobrze - zaśmiała się cicho.
- Dokąd idziesz?
- W sumie... Do nikąd... Wybrałam się po prostu na spacer - westchnęła - Nazywam się ____ - podała mu rękę.
- To w takim razie... Masz może ochotę, żeby przejść się ze mną? - zapytał, a ___ tylko kiwnęła głową.
Spacerowali po mieście blisko trzy godziny. Rozmawiali o wszystkim. Wyjawiali sobie sekrety. Śmiali się. Jakby znali się od zawsze. Gdy już zaczęło się ściemniać, postanowili udać się do małego parku niedaleko rzeki Han.
- No to... Powiedz mi... Chyba nie często zaczepiasz dziewczyny na ulicy - zapytała.
- Hm... Dzisiaj był mój debiut - zażartował.
___ podeszła do jednego z drzew i oparła się o jego korę plecami. Kiseop podszedł do niej bardzo blisko. Był od niej wyższy.
- Całkiem nieźle ci poszło - popatrzyła mu w oczy.
- No, ja myślę - podszedł jeszcze bliżej.
Stykali się ciałami. Szatyn położył rękę na jej biodrze i lekko do siebie przysunął. Ona zaś oparła się o jago tors.
- A często całujesz na pierwszej randce? - uśmiechnęła się.
- Dzisiaj również będzie mój debiut - zniżył głos.
Powoli przysuwał się do niej, aż w końcu złączyli się ustami. Chłopak naparł na nią i objął mocno. Dziewczyna zaś oparta o drzewo, oplotła jego szyję. Po paru minutach namiętnego pocałunku, odsunęli się od siebie z uśmiechem od ucha do ucha.
- Nie było tak źle - zaśmiała się - ale musisz jeszcze poćwiczyć.
- Mam nadzieję, że będę miał sporo okazji - cmoknął ją w usta.


~~~~~~~~~~
Czekam na wasze komentarze! ;) Jeśli lubicie czytać mojego bloga, nie zapomnijcie go dodać do "Obserwowanych" ^^
Przypominam też, że w zakładce "Zespoły" będziecie miały rozpisane wszystkie moje dotychczasowe wpisy z biasami :3