piątek, 29 marca 2013

[Amber - dla Aki] Casting


Podejście niektórych ludzi było podłe. Uważali mnie za inną niż wszyscy. Tylko dlatego, że miałam trochę inne poglądy niż oni. Okej, o wiele bardziej odmienne, a łączyło się to z moją orientacją. Wiele razy byłam skrzywdzona przez mężczyznę, wiele razy się zawiodłam. Jeszcze parę miesięcy temu nigdy nie powiedziałabym o sobie, że kiedy kol wiek wolałabym dziewczyny, ale... to się zmieniło.
Był normalny marcowy dzień. Gdyby wyjrzeć za okno, można byłoby dostrzec jeszcze sporo śniegu na ulicach, który tylko czeka na roztopienie przez słońce. Tego dnia wybierałam się do jednej z agencji, aby spełnić swoje marzenia. Od zawsze chciałam występować na scenie, a teraz miałam okazję tego dokonać.
Budynek SM niczym nie różnił się od innych, z wyjątkiem wielkiego napisu "SM TOWN", dzielącego wszystko na 2 części. Czym prędzej weszłam do środka. Nie czekałam długo, aż dostanę swój numerek i szybko udało mi się złożyć papiery. Pozostało mi jedynie czekać. Podczas tego wszystkiego postanowiłam, że trochę poćwiczę. Inni również ciągle ćwiczyli. Podeszłam do fortepianu, który stał tuż przy wyjściu i zaczęłam grać jeden ze swoich ulubionych utworów, a chwilę potem - śpiewać. Poczułam spojrzenia innych na sobie, a zaraz potem podmuch wiatru. Nie przestałam jednak i nadal śpiewałam. Czułam jak muzyka przepływa przeze mnie, sprawiało mi to ogromną przyjemność.
- Bardzo ładnie - usłyszałam jakiś męski głos, zaraz po tym jak skończyłam piosenkę.
Obejrzałam się za siebie i aż zaparło mi dech. Za mną stała Amber. Tak! Właśnie ona! Nie mogłam się mylić co do tego!
- Powinniście ją wziąć, ma dziewczyna kawał głosu! - powiedziała do ludzi, którzy przyszli tuż za nią - trzymam kciuki - puściła mi oko.
Dziewczyny, które obserwowały całą tę sytuację, popatrzyły na mnie wilkiem. Przez następną godzinę ciągle ćwiczyłam - powtarzałam tekst, kroki taneczne... wszystko co było mi potrzebne. Po jakimś czasie podeszły do mnie owe dziewczyny.
- Ładnie śpiewasz - powiedziała jedna z nich - Kiedy twoja kolej?
- Dziękuję... - odpowiedziałam nieśmiało - Za 10 minut.
- Na prawdę masz talent kochanie - długowłosa blondynka pogładziła mnie po ramieniu - wiesz, chcemy ci coś pokazać - zaczęły mnie ciągnąć za sobą.
- Ale ja zaraz mam występ - pokazałam w stronę drzwi głównych.
- Nie martw się, to zajmie tylko chwilę - puściła mi oko trzecia.
Zaciągnęły mnie na korytarz, którego wcześniej nie widziałam. W końcu przystanęłyśmy przy jakichś drzwiach.
- To tutaj - uśmiechnęła się do mnie blondynka - wejdź.
Spojrzałam na nie pytająco.
- A wy? - zdziwiłam się.
- My wejdziemy zaraz po tobie - popędzała mnie.
Weszłam do środka posłusznie. Było tam ciemno. Usłyszałam trzask za sobą. Nie widziałam nic.
- Powodzenia na castingu! - usłyszałam głos jednej z dziewczyn za drzwiami.
Nie widziałam nic. Przed oczami miałam tylko czerń. Zaczęłam wołać o pomoc, ale nikt mnie najwidoczniej nie słyszał. Rozpłakałam się. Nie mam pojęcia ile tam siedziałam, ale stanowczo za długo. Krzyczałam, płakałam, uderzałam o wszystko co się da, ale nic to nie pomogło. To była chyba najgorsza chwila w moim życiu.
Na prawdę nie wiem ile czasu spędziłam zamknięta w tym pomieszczeniu. Nie miałam pojęcia nawet jak ono mogłoby wyglądać. Bałam się postawić nawet jeden krok. Zdarzenie niczym z koszmaru. Oparłam się o drzwi (miałam nadzieję, że to właśnie one) i zastanawiałam się, czy przyszło mi już tam zostać.
- Halo? Jest tam ktoś? - usłyszałam głos.
Natychmiast wstałam i zaczęłam wykrzykiwać.
- Pomocy! Pomóż mi błagam! - darłam się przez łzy.
Ktoś przekręcił zamek w drzwiach. Do środka dostała się jasna łuna. Wybiegłam jak szalona z tej komórki, lądując w objęciach... Amber. Płakałam. Cały czas. Dziewczyna nie puszczała mnie, wręcz przeciwnie. Objęła mnie w talii i tuliła do siebie mówiąc "będzie dobrze". Głaskała mnie po głowie, a ja nie puszczałam jej. Wtedy... poczułam coś do niej.
- Mówisz, że te dziewczyny cię zamknęły? - zapytała, podsuwając mi kawę pod nos.
- Tak... - odpowiedziałam cicho.
- Nie martw się... Zadbam o to, żeby się tutaj nie dostały, wierz mi - sięgnęła w moja stronę po to... aby pogładzić mój policzek.
Poczułam jak to sie nazywa "motyle w brzuchu" przez dziewczynę. Nie byłam w stanie tego zrozumieć.
- Może jednak odprowadzę cię do domu? - Amber pomogła mi nałożyć mój płaszczyk.
- Nie.. dam sobie radę - ukłoniłam się lekko - d... do widzenia.
- Poczekaj chwilę - zawołała do mnie.
Chwyciła mnie mocno za nadgarstek i obróciła w swoją stronę. Stanęłam jakbym połknęła kij. Dziewczyna zbliżyła się do pocałunku, ale zamiast tego... w ostatniej sekundzie cmoknęła mnie w policzek. Spojrzałam na pytająco. Ona tylko się zaśmiała. Wzięła moją dłoń i złożyła na niej zwitek papieru, po czym po prostu odeszła. Natychmiast wyczytałam zawiniątko. Był na nim numer telefonu oraz krótka wiadomość: "gdy płaczesz nie mogę zrobić nic więcej. uśmiechnij się".


środa, 27 marca 2013

[Donghae - z dedykacją dla Pat] Płatki


Ile możesz dać by znaleźć swoją prawdziwą miłość? Trudne pytanie nieprawdaż? Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Jedni nie szukają, bo uważają, że miłość i tak prędzej czy później do nas przyjdzie, a inni na siłę szukają uczuć. Co jest lepsze? Na to pytanie jeszcze jakiś czas temu sama nie potrafiłam odpowiedzieć. Ja po prostu nie robiłam nic.
Zima nie dawała nikomu spokoju. Każdy miał powoli jej dość. Ciągłe mrozy, zero słońca. Większość ludzi popadało w tak zwaną "depresję bezsłoneczną" jak ja to nazywam. Mnie również wiele rzeczy nie cieszyło. Wstawałam z wielkim wysiłkiem każdego poranka, powtarzając sobie w kółko "jeszcze trochę i będzie wolne", ale to i tak nic nie dawało. Jednak pewnego dnia... Ktoś zmienił moje podejście do życia.
Było już grubo po dziesiątej wieczór. Każdy normalny człowiek o tej porze siedziałby w ciepłym domu, ale przecież nie ja. Ja właśnie wtedy musiałam mieć ochotę na płatki. No tak, płatki. Śniadaniowe, najlepiej czekoladowe. I właśnie wtedy, o tej dziesiątej udałam się do sklepu. Dosyć długo szukałam moich ulubiionych. Gdy już wreszcie udało mi się je złowić w tym gąszczu przeróżnych firm, natychmiast udałam się do kasy.
Kolejka była dosyć spora jak na tę porę. Przede mną stało co najmniej pięć osób z dużymi zakupami. Zniecierpliwiona, patrzyłam na zegarek. Miałam już ochotę iść do domu i zjeść te cholerne płatki.
- Proszę następną osobę - powiedziała ekspedientka.
Od razu ruszyłam pędem do kasy, ale... nie tylko ja. Razem ze mną pchał się jeszcze chłopak. Zakładałam, że był w moim wieku. Sporo wyższy. Brązowooki blondyn. Nie miałam z nim szans, przepychał się tak, że wylądowałam za nim. Bardzo mnie to zdenerwowało. Ja zamierzałam zjeść moje płatki, a on mi to utrudniał. Rzuciłam swój towar na taśmę tak, że wylądował wśród jego zakupów. Chłopak był tak przejęty samym sobą, że chyba nawet nie zwrócił na to uwagi.
- To będzie 25000 won - powiedziała ekspedientka.
Blondyn posłusznie zapłacił i zajął się pakowaniem swoich zakupów. Obeszłam go i czym prędzej zwędziłam opakowanie.
- Yah! - usłyszałam za sobą męski głos.
Zatrzymałam się i powoli, powoli się obróciłam. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy, zaczęłam chować płatki za plecami. Chłopak stał jakieś dwa metry ode mnie. Wyglądał dosyć zabawnie z tą siatką zakupów, szczególnie, że miał na sobie czapkę z kocimi uszami.
- Co ty sobie myślisz?! - wrzasnął - oddawaj to!
- Wepchałeś się, to teraz płać - wzruszyłam ramionami i postawiłam krok do tyłu.
- No i co z tego, że się wepchałem? Muszę nakarmić wielu ludzi! - postawił krok do przodu.
- Wielu ludzi? To kim ty niby jesteś? - uniosłam brwi, cofając się powoli.
- Popatrz sobie na tę twarz, to może cię olśni - wykonał gest, który miał mnie niby zachęcić do obejrzenia sobie jego lica, przy tym dostawiając krok w moją stronę.
- Czekaj... Gwiazda? Super Junior? - prychnęłam - I kogo ty niby musisz wyżywić?
- Chyba sobie kpisz - przysunął się - oddawaj te płatki!
- Nie mam takiego zamiaru!
- Po co ci one?! - coraz bliżej i bliżej.
- Bo tak, nie mogę?! - spokojnie się wycofywałam.
- Jak ja nie znoszę takich dziewczyn! - tupnął lekko nogą.
- A ja takich facetów! Co to się wpychają bez kolejki bo myślą, że im wolno! - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- A ja takich co to podrzucają komuś, żeby za niego zapłacił! - zaczął przyspieszać.
- Dawaj te płatki! - zaczął mnie gonić.
Próbowałam uciec, ale był zbyt szybki. W jednej chwili powalił mnie na ziemię. Wylądowaliśmy w dosyć dziwnej pozycji. Pode mną leżały płatki, a na mnie leżał blondyn. Trzymał mnie, żebym przypadkiem nie uciekła. Czułam co dzieje się z jego ciałem, jego ciepło, zapach wody kolońskiej. Podobało mi się to. Moje serce zabiło szybciej.
- Złaź ze mnie! - krzyknęłam do niego.
- Jak masz na imię? - zapytał, ale tym razem już spokojniejszym tonem.
- _____ - burknęłam.
- _____ ja nie mogę się ruszyć - zrobił skruszoną minę.
- Co ty mi tutaj insynuujesz?! - oburzyłam się - złaź natychmiast bo zacznę krzyczeć!
- Już krzyczysz... Mówię poważnie... Zahaczyłem szalikiem o ten gwóźdź, który jest tuż przy twojej głowie.
Obróciłam się lekko. Faktycznie. Byliśmy unieruchomieni.
- Mów mi Donghae - powiedział w końcu - możesz już sobie zabrać te płatki.
Jego twarz była jakieś 15 może 20 centymetrów od mojej. Jego oddech, czułam na swoich policzkach.
- Zabawne... Nie znamy się prawie wcale, a już mi się wydaje jakbym poznał cię na wylot - zbliżył się jeszcze bardziej, żeby mi się przyjrzeć.
Oblałam się rumieńcem. Nic nie mówiłam. Nie mogłam po prostu wydusić z siebie słowa.
- Dlaczego tak patrzysz? - spytałam w końcu, onieśmielona jego spojrzeniem.
- Bo bardzo chciałbym teraz coś zrobić, ale... muszę się powstrzymać - skrzywił się.
- Co takiego? - obróciłam lekko głowę.
Donghae nie powiedział ani słowa, jakby trawił moje pytanie. Po chwili tylko już się do mnie uśmiechnął, a potem już tylko zamknęłam oczy. Blondyn pocałował mnie namiętnie. Moja ręka powędrowała na jego policzek. Był zimny, ale jednocześnie taki ciepły.
- Dasz mi swój numer? - zaśmiał się, ocierając usta rękawem.
- Chyba nie mam wyboru - odwzajemniłam jego uśmiech.



(Jak już pisałam możecie u mnie prosić o scenariusze z dedykacją :D Już parę osób z tego skorzystało, dlatego zachęcam. Możecie wtedy poprosić o swojego biasa. Oczywiście nie zawsze będę w stanie spełnić waszą prośbę, ale zawsze będę się starać, dlatego też zachęcam :3 )

piątek, 22 marca 2013

Zbaczając z tematu (od Heisoo)

No, więc zbaczając z tematu ostatnio sporo się pozmieniało. Łącznie z tym, że zaczęłam komponować własną muzykę na pianino. Nie mam w sumie gdzie się tym pochwalić, więc wstawiam tu. Komentujcie, piszcie co uważacie. To na prawdę ważne, żeby usłyszeć waszą opinię (chodź nie jest to wgl związane z K-Popem). Tak, więc czekam na wasze komentarze jak i opinie :3

http://w319.wrzuta.pl/audio/82Pc5Pg1dAY/heisoo_-_for_someone

http://heisoo.wrzuta.pl/audio/0eWcxc20WGe/heisoo_-_despair_over_the_piano_unofficial_ver.


PS. Wiem, że jakość nie jest zachwycająca, ale jakoś trzeba sobie radzić ^^

PPS. KOCHAM WAS, ŻE OJEJKU <3

[Kyuhyun cz.III] Tu i Teraz


Zimny powiew klimatyzacji wywołał u mnie gęsią skórkę. Czułam się podle. Nie mogłam go zostawić. Przynajmniej nie teraz, gdy poczułam do niego coś tak silnego. Nie byłam wręcz w stanie tego zrobić.
Ojciec trzymał mnie kurczowo za rękę. Nie puszczał, bo dobrze wiedział, że mogę uciec w każdej chwili. Ruch na lotnisku był ogromny. Większego sajgonu to ja jeszcze nie widziałam. Tabuny ludzi, przeciskających się pomiędzy sobą z toną walizek i bagaży. Spojrzałam na tablicę odlotów. Przymrużyłam oczy, żeby dojrzeć małe literki. Nasz samolot miał startować za około 2 godziny. "Niech stanie się cud" powtarzałam sobie w głowie cały czas.
- ____! Czego się tak wiercisz?! Nie możesz spokojnie siedzieć i czekać?! - wrzasnął tata.
- Tato... Ja muszę do toalety... - skłamałam.
Ojciec spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Niech ci będzie - na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia - Masz 15 minut.
- Ej! Na czas?! - oburzyłam się.
- Czas ci leci - wskazał na zegarek.
Czym prędzej popędziłam do najbliższej toalety. Weszłam do pierwszej lepszej kabiny i zamknęłam sie szczelnie. Wyciągnęłam swój telefon i wybrałam numer do Kyuhyuna. Oparłam się o zimną kafelkowaną ścianę i powoli osunęłam na ziemię. Nikt nie odbierał. Jakby o mnie... Zapomniał. Wykręciłam numer raz jeszcze. Liczyłam coraz to kolejne sygnały, aż do ponownego włączenia się sekretarki. Oddech mi się przyspieszył. Byłam w kropce. Nie miałam pojęcia co zrobić. Napisałam mu wiadomość "Lotnisko Incheon. Za godzinę i 45 minut odlatuję". Klik i wysłane.
Spojrzałam na zegarek. Za minutę kończył mi się czas. Powoli wstałam z ziemi i ciężko pchnęłam drzwi, kierując się do wyjścia.
- Spóźniona o całe 17 sekund! - usłyszałam nad sobą warczenie tatusia.
- Tak, tak wiem - westchnęłam.
Nie za bardzo zwracałam na niego uwagę. Nie byłam w nastroju, żeby żartować w tej chwili. Patrzyłam się w okno, bez żadnej woli przetrwania. Podkuliłam pod siebie nogi i zagryzłam wargi. Tata, widząc w jakim jestem stanie, zostawił mnie w spokoju. Cieszyło mnie to, a z drugiej strony tak wiele chciałam mu wtedy powiedzieć.
Czas mijał, a ja nadal nie dostałam żadnej wiadomości od Kyu. Martwiłam się. Bardzo się martwiłam. Wychodziłam z siebie. Ciągle nachodziła mnie chęć zwyczajnego rozpłakania się, ale starałam się być twarda i radzić sobie z tym wszystkim jak się da.
- Na pewno nie chcesz tej kanapki? - zapytała ponownie mama - nic nie jesz od wczoraj. Czy coś się stało?
- Nie... - ponowne kłamstwo - to tylko nerwy...
Podniosłam się wreszcie i zaczęłam spacerować po hali odlotów. Rozglądałam się za czymś, co nie mogło nastąpić.
- Samolot numer 294 do Paryża, prosimy wszystkich pasażerów o udanie się na pokład - usłyszałam nagle.
To był mój samolot. "Tylko nie to!" pomyślałam. Zaraz potem zjawiła się mama, która siłą zaciągnęła mnie do tej cholernej latającej maszyny. Z wielkim trudem udało im się zmusić mnie, abym zasiadła na swoim miejscu. Szarpałam się, gryzłam i krzyczałam, niestety na próżno.
W końcu poddałam się. Zrezygnowana opadłam na siedzenie i popatrzyłam tęsknym wzrokiem w stronę lotniska za małym okienkiem. W rzędzie, w którym siedziałam, byłam sama. Nikt więcej koło mnie nie siedział. Nawet rodzice dostali miejsca o parę stanowisk dalej. Po policzku spłynęła mi łza. "Bądź twarda. Będzie dobrze" powtarzałam sobie.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - nagle usłyszałam nad sobą znajomy akcent.
Uniosłam powoli głowę. Nie mogłam się pomylić. Kyuhyun stał nade mną, z chusteczką w dłoni. Czym prędzej się na niego rzuciłam i zaczęłam ściskać, całować, tulić. Nie można było wyrazić słowami, jak wspaniale wtedy się czułam.
Po chwili czułości oboje zasiedliśmy na miejscach.
- Dlaczego? Czemu? - nie umiałam się wysłowić.
- Nie mogłem pozwolić na to, żebyś poleciała gdzie kol wiek beze mnie - zaśmiał się - dlatego wykupiłem bilet na ten właśnie lot, specjalnie właśnie koło ciebie.
- A co będzie dalej? - zapytałam.
- Liczy się tylko to, co jest tu i teraz kochanie - pogłaskał mój policzek.
Powoli nasze wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. Miał rację. Liczyło się tylko tu i teraz.


środa, 6 marca 2013

[Mir] Koszmarny Sen


W pewnym momencie nie wiedziałam kompletnie gdzie jestem. Oczy powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a ja błądziłam po ciemnych korytarzach. Widziałam jak we mgle. Jedynie w oddali zdawało mi się jakby gdzieś tam było małe, białe światełko. Oddalało się ode mnie z każdym krokiem. Chciałam go dotknąć, ale moje dłonie jedynie przeniknęły przez małą smugę blasku. Nagle przede mną pojawiła się twarz, którą dobrze znałam. Niestety nie potrafiłam określić dokładnie jak się nazywa ani skąd ją znam. Szeptała do mnie. Wymawiała dziwne, ale miłe słowa.
- Wstań! - usłyszałam w końcu.
Próbowałam się ruszyć. Wszystkie moje kończyny były bezsilne.
- Wstawaj!
Nagle ocknęłam się. To był tylko sen. Powoli otworzyłam oczy. Znajdowałam się w sali gdzie jeszcze przed momentem miałam ważny wykład. Większość miejsc była już pusta. Rozejrzałam się dookoła, przy tym się przeciągając.
- Ekhem - do moich uszu dobiegło czyjeś chrząknięcie.
Lekko zaspana obróciłam głowę. Moje oczy spotkał... czyiś rozporek. Rozszerzyły mi się oczy i w jednej chwili wstałam z miejsca, jak na baczność. Przede mną stał Mir. Nie, nie pomyliłam się. Robiłam to wiele razy, ale tym razem byłam na milion procent pewna, że to właśnie on!
- Przepraszam! - ukłoniłam się.
- Chyba trochę zaspałaś - powiedział apatycznie - przespałaś cały wykład i przy okazji coś ważnego... - zaczął oglądać swoje paznokcie.
- Em... - podrapałam się niezręcznie po głowie - Co to takiego?
- Ty - pokazał na mnie - I ja - na siebie - mamy robić razem pracę semestralną.
Zaczęłam rejestrować prawdomówność tego co właśnie powiedział. "Dlaczego właśnie on? Czy on w ogóle studiuje?" zastanawiałam się. Nie było żadnego logicznego wyjaśnienia, dlaczego to właśnie Mir był ze mną w jakimś projekcie.
- I co... mamy robić? - skrzywiłam się.
- Znaleźć coś w lesie - westchnął ciężko.
- Jakim lesie? - naciskałam.
- No z drzewami! No, a jakim? Mamy napisać coś o glebach w lesie i coś tam z Ph... Nie rozumiem tego wszystkiego - pokręcił głową.
- Masz chociaż jakieś notatki? - zapytałam.
- Nie ważne - machnął ręką - słuchaj... Spotkajmy się przed tym lasem, który jest niedaleko uczelni. Jutro o 14 chcę cię tam widzieć.
Jak mi kazano, tak też uczyniłam. Poszłam w wyznaczone miejsce o wyznaczonej godzinie. Po jakimś czasie razem z Mirem weszliśmy daleko w głąb lasu. Zgromadziliśmy wspólnie wiele prydatnych informacji.
- Wygląda na to, że mamy już wszystko - powiedziałam szczęśliwa, że będę mogła iść do domu.
Szatyn zabrał ode mnie swoje probówki i schował do podręcznej torby.
- Teraz pozostaje jedynie wrócić - westchnął chłopak.
- Chwila, a skąd my właściwie przyszliśmy? - zapytałam.
Nie rozpoznawałam ani jednego krzaczka, jakiego mogłabym minąć po swojej drodze. Każde drzewo przecież od dołu wyglądało tak samo.
- Czekaj... - powiedział, wyciągając z torby wszystko.
Wszystkie nasze prace wylądowały na ziemi. Chłopak zachowywał się, jakby właśnie zgubił coś ważnego. Ukląkł i wysypał całą zawartość bagażu. Jednak nadal nie znalazł tego czego szukał.
Mir obrócił się w moją stronę. Jego mina jednak już sama mówiła za siebie, że mamy poważny problem.
- Nie mam ze sobą mapy - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Zastanowiłam się przez chwilę, co w takiej sytuacji można zrobić. Przecież nie będziemy czekać, aż nagle jakiś pan z pieskiem na smyczy nas znajdzie. Mir siedział na ziemi i rozpaczał nad sobą jak dziecko. Nie zwracałam na niego uwagi. Zamiast tego, ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu drogi do ciepłego domu.
- Gdzie ty idziesz?! - usłyszałam krzyki Mira za sobą.
- Nie będę się użalać nad sobą jak ty! Idę do domu! - wrzasnęłam przez ramię.
Grunt pod moimi nogami nie był zbyt równy, a każdy krok to było jak walka z własną wagą. Czułam jak pode mną łamią się gałązki drzew.
- Stój do cholery! - Mir nie dawał za wygraną.
Obróciłam się do połowy, ale dalej szłam. Mir podążał za mną, a nawet można powiedzieć, że biegł. Nie był zbyt zadowolony. Nagle poczułam, że lecę w dół. Grunt pod moimi nogami nagle się urwał, a ja poleciałam na dół. Zaczęłam krzyczeć z przerażenia. Starałam się łapać czego popadnie, ale nie wiele to dawało. W końcu chwyciłam jakiś korzeń i zwolniłam. Ledwo się trzymałam. Wszystko mnie bolało. Spojrzałam na górę.
- ____! Nic ci nie jest?! - szatyn powoli zaczął wchodzić na zbocze.
Zjechałam z całkiem dużej odległości. Chłopak powoli zsuwał się w moją stronę. Po paru minutach był juz koło mnie.
- ____! Pomogę ci - słychać było w jego głosie zdenerwowanie.
Powoli odkleił mnie od korzenia drzewa, zamiast tego przykleił mnie do siebie samego.
- Okej. Teraz powoli będziemy zjeżdżać na sam dół.
Kiwnęłam posłusznie głową. Znaleźliśmy się oboje u podnóża urwiska. Byłam w takim szoku, że nie mogłam nawet stać spokojnie. Całe moje ubranie było w piachu i porwane. Moja skóra miała więcej obtarć niż przeciętny człowiek w całym swoim życiu mógłby sobie narobić.
Razem z Mirem nie mieliśmy dokąd się ruszyć. Zostaliśmy więc tam gdzie to wszystko się wydarzyło. Jakimś magicznym cudem udało mu się rozpalić ognisko. Ja niestety nie byłam na nic przydatna. Moje liczne siniaki i obtarcia utrudniały mi ruch, przy czym również samodzielne wydostanie się z tamtego piekła.
- Wstań - usłyszałam głos chłopaka nad sobą.
Nie miałam siły wstawać.
- Już ci oddaję kurtkę - powiedziałam lekko ochrypłym głosem.
Powoli i nieporadnie wsparłam się na łokciach i zaczęłam wysuwać spod siebie jego odzież.
Mir tylko westchnął. Złapał mnie za nadgarstki i uniósł lekko, siadając w tym samym momencie pode mną. Ostrożnie ułożył moją głowę na swoim torsie i otulił ramionami. Moje serce biło tak mocno, że zdawało by się jakby za chwilę miało mi wyskoczyć z piersi.
- Nie chciałem kurtki - zaśmiał się - ciepło ci?
Ostatkami sił kiwnęłam głową. Szatyn podniósł się ponownie i ułożył mnie teraz na sobie. Siedziałam mu na kolanach i opierałam się o jego pierś. Tulił mnie do siebie przez cały czas i szeptał mi do ucha kawałki swojego rapu.
- Mir... - odezwałam się cicho.
- Słucham? - uśmiechnął się.
- Dziękuję, że jesteś - oplotłam dłońmi jego szyję i przytuliłam najmocniej, jak tylko byłam w stanie.
- Zawsze będę, jeśli mi tylko pozwolisz - powoli odgarnął moje włosy za ucho i lekko musnął je ustami - zawsze.


wtorek, 5 marca 2013

[Zico] Dobry Wybór


W głowie miałam tylko jedną myśl - uciec od tego idioty. Miałam dość udawania jego dziewczyny. Co on sobie wyobrażał?! Nie wrabia się tak przypadkowo spotkanej na ulicy dziewczyny! Miałam w nosie, to jaką jest fantastyczną gwiazdą. Przez tego półgłówka wszystkie moje plany legły w gruzach.
Może zacznijmy od początku. Wszystko zaczęło się w pewien ciepły, kwietniowy dzień. Pogoda była wspaniała. W sam raz na przejażdżkę rowerem czy spacer. Ja niestety nie mogłam sobie pozwolić na takie przyjemności. Spieszyłam się bardzo do pracy. Miałam zaledwie 15 minut do jej rozpoczęcia. Nie mam przecież samochodu, ani nawet roweru... Jedynie nogi. Pędziłam przez wszystkie ulice Seulu, żeby zdążyć. Wtedy stało się właśnie to. Przez przypadek na pasach wpadłam na jakiegoś chłopaka. Wylądowałam dosłownie na nim. Cały ruch się zatrzymał, a w około zebrały się tłumy gapiów. Pech chciał żeby to był jakiś sławny chłopak. No już chyba nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Po chwili byłam w centrum pisków dziewczynek. Tak... Nie ma przecież nic bardziej przyjemnego od słuchania, jak fanki zaczynają drzeć się i płakać. Chciałam zapaść się pod ziemię. Wytykali mnie palcami i mówili "to na pewno jego dziewczyna!" albo "jak śmiał nam o tym nie powiedzieć?!".
Z tych wszystkich pisków i krzyków udało mi się wywnioskować, że chłopak nazywa się Zico. Nie pamiętam dokładnie co wtedy do niego powiedziałam, ale za to świetnie pamiętam co odpowiedział. Wziął mnie jedynie za rękę i powiedział "To moja dziewczyna i nic wam do tego!" po czym zaciągnął mnie na tyły miasta od tych psycholek. Tak się wszystko zaczęło. Jeszcze tego samego dnia w sieci pojawiły się moje zdjęcia. Przez kolejny tydzień nie schodziłam z okładek gazet, a potem już tylko nachodziły mnie jakieś niedojrzałe dziewczynki. Życie idealne, nieprawdaż?
- Ej! _____ nie możesz teraz się wycofać! - krzyknął do mnie Zico.
- Chwila... Ja w nic nie wchodziłam, jakbyś nie zauważył - prychnęłam.
- Słuchaj... Nie możesz się teraz wycofać - zaczął mi tłumaczyć - jeśli teraz się wycofasz... To powiem, że zmusiłaś mnie do tego związku - zaszantażował.
- Kto tu kogo zmusza?! - oburzyłam się.
- To jak? - uniósł jedną brew.
Nie chciałam się zgadzać. Bardzo nie chciałam. To był zwykły manipulator.
- Dobra... A co z tego będę miała? - zapytałam w końcu.
- Hm... Będziesz miała super gwiazdę za chłopaka. To nie wystarczy? - zaśmiał się.
Nie chciałam już z nim dyskutować. Po prostu wstałam od stolika i skierowałam się do wyjścia. Nie zdążyłam. Blondyn złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nasze ciała teraz do siebie przylegały. Patrzyliśmy sobie w oczy. Zaczęły mnie przechodzić ciarki po całym ciele, a moje serce przyspieszyło swoje bicie.
- Czemu tak bardzo tego nie chcesz? - wypowiedział te słowa niesamowicie spokojnie i powoli.
- A czemu ty tak bardzo tego chcesz? - ocknęłam się wreszcie.
Cisza. Chłopak uśmiechnął się, lekko odsłaniając swoje białe zęby. Jego prawa ręka zaczęła wędrować wprost na moją talię. Nie mogłam się ruszyć. Moje ciało zachowywało się jak sparaliżowane. Blondyn zaczął zataczać dłonią koła na moich plecach, aż w końcu przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Chyba dobrze zrobiłem - powiedział szeptem, łapiąc mnie za szyję.
Jego usta powoli zaczęły zmierzać w moją stronę. Zamknęłam oczy. Czekałam na to co zaraz zrobi. Po chwili poczułam, że jest mi zimno. Otwarłam powieki. Chłopak stał naprzeciwko mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Chyba jednak tego chcesz - zaśmiał się - chyba nie musimy już udawać - oblizał kusząco usta, po czym wyszedł dumny jak paw z pokoju.


Liczę na wasze komentarze :3

niedziela, 3 marca 2013

[P.O - Z dedykacją dla Magdy] Błyskotka


Po autobusie rozległ się bardzo głośny wrzask. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć kto tak głośno krzyczał.
- Zboczeniec! - jedna z dziewczyn wstała i uderzyła jednego chłopaka w twarz.
Długowłosa brunetka od razu kazała kierowcy się zatrzymać i wysiadła oburzona. Chłopak miał n twarzy okulary, a z jego nosa leciała krew. Widocznie się tym nie przejmował, bo śmiał się w niebo głosy z całej tej sytuacji. Zaczęłam mu się przyglądać. Jego twarz wydawała mi się dziwnie znajoma. Wstałam ze swojego siedzenia i podeszłam bliżej. Złapałam za najbliższą rurę i nadal go obserwowałam. Każdy jego ruch był jakiś taki bardzo specyficzny. Zachowywał się wręcz... jak jakaś popularna osoba.
Autobus właśnie minął mój przystanek. Tak bardzo się skupiłam na tym tajemniczym blondynie, że kompletnie zapomniałam o tym gdzie mam wysiąść. "No trudno, wysiądę na następnym" pomyślałam.
- Przepraszam, masz może chusteczki? - usłyszałam.
Obróciłam głowę. Koło mnie właśnie stał ten chłopak. Krew cały czas ciekła z jego nosa. Przeszukałam swoją torbę w poszukiwaniu czego kol wiek. Po chwili wyciągnęłam opakowanie chusteczek higienicznych. Podałam je blondynowi.
- Dziękuję - zaśmiał się.
Wtedy coś do mnie dotarło. Tak, to był on. Piosenkarz... Ale jak on się nazywał?! Nie mogłam sobie tego za nic przypomnieć. Miałam pustki w głowie. Wiedziałam, że z jakiegoś znanego zespołu, ale jakiego?
Autobus w końcu się zatrzymał. Zauważyłam, że ta ciekawa osoba również wysiada razem ze mną. Przecisnęłam się przez tłum i dobiegłam do niego. Złapałam za rękaw jego kurtki. Pech chaił, żebym przez przypadek oderwała guzik. Zatrzymał się i obejrzał swój nadgarstek. Obrócił się napięcie.
- Wiesz ile to kosztuje?! - wrzasnął.
- Przepraszam... - zakryłam buzię ręką.
Spojrzałam na guzik. Błyszczał się. Nic szczególnego, gdyby nie reakcja blondyna.
- Nawet nie wiesz jak ważna jest dla mnie ta kurtka! Aish! - złapał się za głowę.
- Przecież to tylko guzik - spojrzałam na małą zdobycz na mojej dłoni.
- Guzik?! Ten guzik jest więcej warty niż wszystko co masz na sobie! - wskazał na mnie palcem.
Poczułam się urażona, ale starałam się tego nie pokazywać.
- Ja chciałam jedynie zapytać jak się nazywasz... - burknęłam.
Przez chwilę stał i nic nie mówił, jakby trawił to co właśnie powiedziałam.
- Nie wiesz kim jestem? - zaśmiał się.
Pokręciłam głową.
- Block B? Nic ci to nie mówi? Nic?
Zastanowiłam się chwilę. Tak! Pamiętałam! Jednak pamiętałam! On się nazywał P.O!
- Jesteś P.O? Dobrze pamiętam? - uniosłam brwi.
- Taaa - przygryzł dolną wargę - to co? - klasnął w dłonie - autograf? zdjęcie?
- Guzik - powiedziałam smętnie, unosząc błyskotkę do góry.
- Co z nim? - zdziwił się.
- Już nie jest taki ważny? Przed chwilą byłeś gotów za niego zabić - chłopak popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy - dobra... Przyszyję ci go - westchnęłam.
Nie dbałam o to czy ten cały P.O nie może w tej chwili ze mną iść. Zaciągnęłam go pod mój dom. Kazałam mu czekać, aż wrócę z zestawem do szycia. Po 15 minutach siedziałam razem z nim na ławce i szyłam.
- Możesz się nie wiercić?! - zwróciłam mu uwagę.
Przyciągnęłam jego rękę bliżej. Teraz siedział tak blisko mnie, że jego usta praktycznie dotykały mojej twarzy. Czułam jego oddech na sobie, ale starałam się nie zawracać sobie tym głowy i szyłam dalej.
- To może mi opowiesz, jak to było dziś z tą sytuacją w autobusie? - zagaiłam.
- chodzi ci o tę krew z nosa? - zaśmiał się.
- Możemy to tak ująć - powiedziałam ze skupieniem aby nie naruszyć całej tej fantastyczności kurtki.
- Zawsze tak mam gdy coś mi się bardzo spodoba - pociągnął nosem - przed występami często muszą mi dawać jakieś specjalne środki na to.
- Ciekawe - westchnęłam.
W końcu zrobiłam końcową pętelkę i zakończyłam szycie. Zrobiłam jeszcze po raz ostatni tak zwaną "kontrolę jakości" czy się dobrze trzyma. Zadowolona z siebie odwróciłam się w stronę P.O. Wtedy stało się coś dziwnego. On wcale się ode mnie nie odsunął. Nie ruszał się. Gdy za to ja się odwróciłam... Nasze usta się spotkały. Chłopak był za pewne tak samo zdziwiony co ja, ale pomimo tego... Nie odsuwał się, a nawet się przysunął. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść. Był ciepły. Pachniał męską wodą kolońską. Po chwili jego ręka znalazła się na moim policzku. Byłoby cudownie gdyby nie to, że poczułam na swojej skórze jakąś ciecz. Odsunęłam się momentalnie. Gdy zorientowałam się o co chodzi, wybuchnęłam śmiechem. Jemu znowu leciała krew z nosa. Blondyn wyraźnie zawstydzony, otarł czerwoną smugę z moich ust.
- Tak to się właśnie kończy - zaśmiał się cicho.


[Kyuhyun cz.II] Kilka dni


Chyba ani razu nie odważyłam się odpisać na jaki kol wiek sms, który dostałam od Kyuhyuna. Kurcze przecież to było bez sensu. My nawet nie mogliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Każda rozmowa nie mogła się obejść bez telefonu czy jakiego kol wiek tłumacza. Pisał do mnie parę razy dziennie. Za każdym razem opisywał to, co się w okół niego dzieje. Mnie za to kończył się czas pobytu w Korei. Zostało mi zaledwie parę dni, a zaraz potem miałam wrócić do domu.
- Możesz mi wytłumaczyć coś ty robiła, gdy cię nie było? - naciskała mama.
- Mówiłam - westchnęłam.
- Ale ja nadal nie mogę uwierzyć, że uciekałaś przed tłumem... Gaz? Policja? Zdajesz sobie sprawę z tego jak to brzmi? - na jej czole pojawiły się zmarszczki.
- Nie kłamię - wzruszyłam ramionami.
- Dziecko! Przecież my się o ciebie martwimy! Zrozum mnie i twojego ojca! - mama złożyła dłonie w piramidkę - Ja chcę ci tylko przekazać, że możesz mi powiedzieć wszystko, a ja to zrozumiem.
- Super - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- No to powiesz mi wreszcie co robiłaś? - mama uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
- Ugh... - westchnęłam i odeszłam od stolika.
Ojciec nawet na mnie nie spojrzał. Pod nieuwagę rodziców, szybko włożyłam buty i wyszłam z tego wariatkowa. Gdy tylko wybiegłam przed hotel, owiało mnie ciepłe powietrze. Zaczęłam biec przed siebie. Od czasu tego fantastycznego pościgu moja kondycja znacznie się poprawiła, a bieg na większy dystans już nie sprawiał mi najmniejszego problemu. Mijałam coraz to ciekawsze przecznice, nie mając najmniejszego pojęcia gdzie się znajduję. Po jakimś czasie niebo pokryły chmury, a słońce powoli zaczynało zachodzić. Dobiegłam nad rzekę Han. Było to chyba jedyne miejsce, które byłam w stanie rozpoznać po tych nudnych wycieczkach. Jedyne, które mi się w ogóle podobało.
Starałam się opanować swój oddech. Usiadłam na ławce i obserwowałam ruch wody. Widziałam ostatnie promyki słońca, które powoli chowały się za rzędami budynków. Wyjęłam telefon i wpatrywałam się w niego przez dłuższy czas. Postanowiłam jednak, że napiszę do Kyuhyuna. W pewnym sensie za nim tęskniłam. "Rzeka Han. Przyjdziesz?". Po chwili otrzymałam powiadomienie, że wiadomość została dostarczona. Pozostało mi tylko oczekiwać.
Czas mijał mi niezwykle szybko. Mogłabym siedzieć w tamtym miejscu i nie odchodzić. W około mnie roztaczał się spokój i wytchnienie. Wreszcie niebo oblało się gwiazdami. Wstałam z ławki i położyłam się na trawie aby mieć lepszy widok na to wszystko. Ziemia była zimna, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. To wręcz koiło moje nerwy i kłębiące się w mojej głowie emocje.
- Wstań z ziemi bo jeszcze się przeziębisz - usłyszałam jakiś głos.
Powoli otworzyłam oczy. Jakieś 15 centymetrów nade mną była twarz Kyuhyuna. Nie wystraszyłam się, ale przyznam, że mnie to zaskoczyło. Bardziej jednak zdziwiło mnie to, że chłopak mówił po angielsku. Nawet całkiem nieźle jak na Koreańczyka.
- Od kiedy ty mówisz po angielsku? - powiedziałam, nie wstając z trawy.
Chłopak westchnął i położył się koło mnie.
- Przez te dwa tygodnie brałem lekcje języka - zaśmiał się.
- Jakim cudem mówisz tak dobrze? - usiadłam i spojrzałam na niego pytająco.
- Tajemnica - wyszeptał.
Ponownie położyłam się na trawie. Szatyn przysunął się do mnie i złapał za rękę. Nie protestowałam, a wręcz przeciwnie. Podobało mi się to. Wspólnie obserwowaliśmy gwiazdy, a czas leciał.
- Za parę dni wyjeżdżam - powiedziałam w końcu.
Chłopak nagle jakby przestał oddychać. Powoli wstał i otrzepał się z ziemi. Ja zrobiłam to samo.
- Kiedy? - zapytał z przerażającą powagą na twarzy.
- Od czterech do pięciu dni - skrzyżowałam ręce na piersiach.
Kyuhyun westchnął głęboko i przeczesał włosy.
- Chcesz mi powiedzieć, że za pięć dni wyjedziesz... - jego oddech się przyspieszył - i już więcej się nie zobaczymy?
- To nie miało tak zabrzmieć - powiedziałam rozżalona.
Nie odezwał się. Staliśmy tak w cieszy przez jakieś trzy minuty. Nie mogłam tego wytrzymać. Obróciłam się i zaczęłam iśc przed siebie.
- Zaczekaj! - usłyszałam za sobą krzyk Kyuhyuna.
Nie zwracałam uwagi na jego słowa. Szłam dalej z zaciśniętymi pięściami. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. W zwolnionym tempie widziałam, jak ręce Kyu oplatają moje ciało. Zatrzymałam się.
- Nie możesz - usłyszałam jego głos, wydawało mi się jakby płakał.
Nie myliłam się. Po chwili na swojej skórze poczułam jego łzy.
- Nie waż się mnie opuścić! Nie wolno ci! Zrobię wszystko żebyś tutaj została! Nie pozwolę ci na to! Słyszysz?! - krzyczał, wtulony we mnie.
Jego płacz był coraz silniejszy. Starałam się nie rozkleić, ale ledwo mi się to udawało. Zagryzłam wargę. Uwolniłam się z jego uścisku. Spojrzałam na niego. Po jego policzkach ciągle spływały łzy. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego. Kyuhyun otarł łzy i złapał moje dłonie. Bez chwili namysłu uniosłam się na palcach i pocałowałam go. Czułam jak jego ciało drży. Chłopak ujął moją twarz. To był krótki pocałunek. Spojrzałam na niego z poczuciem winy.
- Nie chcę wyjeżdżać - powiedziałam smutno.
- Nie wyjedziesz - uśmiechnął się do mnie przez łzy.



Nawet nie wiecie jak się cieszę, że na moim blogu jest już 1000 wejść! Nie wiem jak wam za to dziękować! Mam teraz większą motywację, żeby dla was pisać :3 Mam nadzieję, że podobają wam się opowiadania/scenariusze. Za każdym razem gdy wchodzę na bloga to mam atak ekscytacji, bo nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że to co piszę, może się komuś spodobać. Dziękuję <3